Długi czas absencji, ale za to aktywnie

Długo mnie tu nie było, a to za sprawą masakrycznie ciężkiego okresu w pracy, po którym miałem siły jedyni polatać sobie od czasu do czasu, a weekendami cisnąć Watch_Dogs (zrobiłem prawie wszystko poza dokończeniem gry ;))

Watch Dogs

Otwarty świat w tej grze może nie jest super idealny jak w (bueeeeaaaa....) GTA5, ale mnie wciąga tak jak w Assassin's Creed II: Brotherhood, Revelation i IV Black Flag - chcę znaleźć wszystko, odblokować wszystko i zrobić każdą poboczną misję. Takie tępe łupanie dla rozrywki - sprawdza się, wszak na tym polega relax! Zostało mi parę misji "niebieskich", niektóre robiłem po kilkanaście razy ale zmasowane ataki ciężkozbrojnych najemników lub policji pokonują mój zapał. Choć - kumpel sprzedał mi ideę "granatnika" więc może je strzelę. No i też- fabułę zakończę. Będzie satysfakcja z kolejnej, maksymalnie ogranej gry :)

EvE

Po euforii spowodowanej powrotem, przyjęciem pod skrzydła braci z VUDU, lataniu z nimi D_R_E_A_D_N_O_T_A_M_I (!!!!) i uzupełnieniu portfela... ogarnęła mnie na powrót fascynacja hybrydowymi statkami, konkretnie - lataniem blasterówkami. Widząc swój portfel (wreszcie dużo) widziałem już siebie jak kiedyś wsiadam do Vindicatora i walczę ze "wszystkimi" jak w "Wave of Mutilatio 2" Farjunga, niestety, rzeczywistość tej gry jak zwykle mi to zweryfikowała.

Wpierw wjebałem blaster-ferroxa, wraz z kapsułą posyłając do piachu też klona. I tracąc 250 baniek. Nówka sztuka statek, zero sukcesów. Wkurwiłem się.

Nie chciało mi się dziergać nowego statku, a świeżo zakupiony Vigilant z fitem (za jakieś 350 baniek) nagle wydał mi się "zbyt wiele do stracenia" więc odkurzyłem destroyera (bohater ostatniego posta), wyekwipowałem sobie klona w nowe implanty (portfel mi się już skurczył po nowych zakupach) za 80 banieczek i w drogę.

W drodze rozwaliłem fregatę klasy Incursus, a potem spotkałem kolesia w krążowniku klasy Cynabal, który mi rozwalił destroyera. A w wyniku lekkiego przycięcia EvE (albo szybkich sensorów cynabala) równiez i jajko. Zostało mi do końca abonamentu 15h, więc wkurwiłem się jeszcze bardziej (kolejny klon po 4 dniach!!) i napisałem podziękowanie dla kretyna, który nawet nie dał mi szansy bym "wykupił" się i podziękowałem EvE na kilka dni.

Po czym wróciłem, od razu robiąc big-bang-a-co-mi-tam (najwyżej będzie jak zwykle) - na 3 miechy. I wiecie co? Pięć dni później "było jak zwykle = co ja zrobię z prawie 3 miesiącami eve???" ;) Ale... na samym końcu nie było tak źle.

Wyskoczyłem w gołym klonie i fregacie blasterowej klasy Atron. Latałem szukałem, ludzie uciekali, ale jeden w Tristanie nie zdążył... a potem ja zrobiłem błąd i uległem Condorowi, który wyszedł mi tuż przed swoim końcem z zasięgu, za to ja znacząco szybko zacząłem zbliżać się do swego końca. Wyciągnąłem wnioski z tej walki i... stwierdziłem, że jak już latam blasterami, to może dla odmiany laserówkami? Zrobiłem sobie  pancernego Executionera i udałem się na łowy. Ciężko było kogoś złapać, ale nie ustawałem. Trafiłem na elektronicznego Slashera i stwierdziłem: "ale durny fit... trzeba było słuchać Azbugi i jego porad". Fajna walka, ale ja tak jakoś zniechęciłem się brakiem sukcesów i przesytem porażek, że znów mi się odechciało EvE.

Acha... mimo bycia w VUDU, przez dłuższy czas latam sobie po low-sec'u i w każdej chwili mogę wrócić, choć znając swoje aktualne szczęście, boję się że wtopię swoje Arazu ;)

Potrzebuję swego rodzaju... wakacji. Wyszedłem z założenia, że ciągła pogoń za killami zbytnio mnie zżera, i gra przeradza się w stress zamiast być odskocznią od stresów dnia codziennego. Pomysłem na wakacje są dla mnie... NPCowe anomalie w low-secu. Ot tak, by się odstresować. Z kasy niewielkiej już... (muszę się umówić jakoś z chłopakami na strzelanie z dredków do bardzo drogich sleepersów w wormholach) kupiłem sobie........... TAK! DRAKE'a :)

Nie wiem co mi się tak podoba w tym statku, ale dla mnie to kwintesencja statku kosmicznego (tak, jestem fanem Honor Harrington, więc ciężkie krążowniki i pociski to podstawa). Zrobiłem sobie fit pve (no, powiedzmy ;-)) i poleciałem na parę anomalek i sobie radośnie rozwalałem czerwone plusy :) Pełen relaks.
Ludzie jak się pojawiali, to żaden się nie kwapił by na mnie zapolować, ale szczerze? Mam nadzieję, że będę... ścigany :)

No Man's Sky

Tymczasem dotarły do mnie informacje o nowej grze, która pojawiła się na E3 2014 wzbudzając masę emocji. Z pewną datą wypuszczenia na październik. Mowa o No Man's Sky - otwartym, nieskończonym wszechświecie, lekko komiksowej grafice i możliwościami, których (wg mnie) EvE mogłaby pozazdrościć:
- chodzenie po planetach
- odkrywanie fauny, flory, całych planet i układów gwiezdnych, gdzie gra nagradza imieniem odkrywcy
- walki na piechotę i w statkach kosmicznych, na planetach i w przestrzeni i w wodzie
- unikalność każdego kawałka wszechświata - od planety do rybki w oceanie, wszystko jest generowane proceduralnie, trzyma się sensownych założeń i wygląda jak ma wyglądać.



Do tego dodajmy jeszcze budowanie statków, baz i możliwość spotkań z innymi graczami. Miodnie czuję, że będzie!

Zobaczcie to wideo:


Gra nie ma być klonem EvE, gdzie modelem gry jest model ekonomiczny (tu kładzie się największy nacisk). NMS ma być oparte o odkrywanie wszechświata, z celem gry - dotarcie do jądra galaktyki. Będzie to MMO, ale bez nacisku na ... MMO. Co to oznacza? Że tak, gracze może się jakoś spotkają, ale założeniem gry jest, że startuje się z obrzeży galaktyki, praktycznie każdy z własnej planety, mając niewiele sprzętu, jet-pack czy kapsułę i trzeba zadbać o to by choć dostać się do najbliższej stacji kosmicznej by móc kupić statek. Mapa wszechświata jest nieznana - ona się dopiero będzie tworzyć i rozszerzać w miarę gry, wędrówkami samych graczy. Bardzo ciekawy koncept. Mówi się o elementach 'minecrafta' w kosmosie, oraz odwołuje do gier sprzed lat - Elite oraz Frontier. A tak, Frontier miał generowany, nieskończony wszechświat, który poza pewnymi punktami wspólnymi, wciąż się rozszerzał. A Frontier - pamiętam, że był mega czacho-jebny. Wkręcał!

Wyobrażam sobie, że może być tak, że wpierw, gracze będą odkrywać co wokół nich jest. Jak usprawnić statek, gdzie składować materiały, gdzie zbudować sobie bazę. Oraz jakie zagrożenia, czyhają na nas - czy baza na pustyni, gdzie żyją robale rodem z Diuny, to zbyt ryzykowny pomysł? A co z innymi graczami? Czy jak zdradzę pozycję swojej bazy, ktoś mnie odwiedzi? A jak ktoś wrogi - znajdzie mój dom i go splądruje? Podobno nie ma być klasycznego PVP, jedynie co-op.



Wielki otwarty świat, z filozofią rodem z Minecrafta, Day Z czy właśnie EvE, gdzie można się ukryć, ale i też można zostać znalezionym. Twórcy, by nie przeładować gracza ogromem wrażeń, propnują model 10/90. Tj. 90% planet będzie jałowe, a 10% zamieszkane. Z tych 10% planet, 90% życia będzie prymitywne i nudne, za to pozostałe... no cóż. Na trailerach widać budowle, nie wiadomo, czy to graczy czy obcych. A co z podróżą do centrum galaktyki? Czy będą wąskie gardła, systemy przez, które trzeba przelecieć (i wpaść w pułapkę) czy też można to ominąć, dzięki odpowiedniej nawigacji? Czacha dymi od spekulacji :)

Jedno wiem na pewno - mi taki koncept gry szalenie się podoba!



Z punktu widzenia zawodowego - ciekawi mnie szalenie fakt, w jaki sposób 4 osobowy team napisał tę grę. Czy infrastruktura online, przyrostowo zbierająca informacje o całym świecie od każdego z graczy wytrzyma próbę czasu? A może, budowanie świata bedzie ulotne? Miesiąc nieodkrywana planeta zniknie z bazy i w tym miejscu, ktoś inny odkryje coś innego?

I najważniejsze pytanie... czy remote play z PS Vita pozwoli na grę z PS4 po sieci ;) bo widząc swoją przyszłość na najbliższy rok, może się skończyć na tym, że będę grać nie tak często jakbym chciał...

Fly dangerous!

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Martwa przestrzeń...

Umarła Vita, niech żyje Vita!

Fallout - jak to się zaczęło