Umarła Vita, niech żyje Vita!
Sony zakończyło produkcję PS Vita w Japonii i marzec jest pierwszym miesiącem, gdy w PS+ zabrakło gier na Vitę. Tragedia? Wątpię. A pogłoski o przedwczesnej śmierci tej konsoli są przesadzone.
Dla mnie historia Vity zaczyna się w 2014 roku wraz z premierą Destiny. Tak… Destiny. Tę grę nabyłem na Playstation 4, ale jako, że byłem wtedy w długoterminowej delegacji, wymyśliłem sobie, że przecież internet między Łodzią a Warszawą wymiata więc będę grał w grę Destiny, odpaloną na domowej PS4 przez Vitę właśnie. Zdalnie. Tia… Sprawdziłem, a jakże! Udało mi się ograć prolog, choć taka gra miejscami traciła na jakości animacji do tego stopnia, że zmieniała się w pokaz obrazków, uniemożliwiając grę zupełnie. Ups!
Ale były i inne gry, z których najfajniejszą okazało się Spirits of Destiny. Zbierało się swoich bohaterów po to, by walczyć geolokacyjnie i online z innymi graczami lub postaciami generowanymi przez grę. Gra kolekcjonerska, zbieractwo kart oraz rozwój swoich postaci, wymyślanie taktyk i zręczne paluchy. Kochałem tę grę. Ale Sony uznało, że po co komu serwery tej gry, po co komu Vita, wygaszamy! I jak ubili mi serwery, po ograniu kilku fajnych gier m.in. Killzone: Mercenary (choć przyznaję, nie do końca) gdzieś w 2015, podjąłem decyzję o pozbyciu się konsoli. Kupiłem używaną, sprzedałem za niewiele taniej…
...by powrócić do tej platformy 4 lata później. Tak, kupiłem używaną, z większą kartą pamięci, dokładnie w tej samej cenie za jaką sprzedałem ;)
Ale były i inne gry, z których najfajniejszą okazało się Spirits of Destiny. Zbierało się swoich bohaterów po to, by walczyć geolokacyjnie i online z innymi graczami lub postaciami generowanymi przez grę. Gra kolekcjonerska, zbieractwo kart oraz rozwój swoich postaci, wymyślanie taktyk i zręczne paluchy. Kochałem tę grę. Ale Sony uznało, że po co komu serwery tej gry, po co komu Vita, wygaszamy! I jak ubili mi serwery, po ograniu kilku fajnych gier m.in. Killzone: Mercenary (choć przyznaję, nie do końca) gdzieś w 2015, podjąłem decyzję o pozbyciu się konsoli. Kupiłem używaną, sprzedałem za niewiele taniej…
...by powrócić do tej platformy 4 lata później. Tak, kupiłem używaną, z większą kartą pamięci, dokładnie w tej samej cenie za jaką sprzedałem ;)
Po co Vita w 2019?
Przez te wszystkie miesiące, gdy pojawiała się zawartość PS+ zwykle dbałem o to by na wszelki wypadek dodać do biblioteki darmową grę na Vitę. Teraz, po powrocie oczywiście cieszę się z tej przezorności. To, oraz niskie ceny gier w sklepie powodują, że jest w co grać.
Ale po co?
Już spieszę z odpowiedzią. Tym co zwróciło moją uwagę na Vitę były entuzjastyczne recenzje paru gier (na Vitę właśnie) o których pewnie nie raz słyszeliście:
- Persona 4
- Danganrompa
O Persona 4 możecie znaleźć masę fajnych recenzji na YT, a ja pograłem parę godzin i (jak zwykle) odpuściłem grę (choć pewnie wrócę). A czemu odpuściłem?
Schemat tu jest prosty: jako władca podziemi, pilnujemy naszego królestwa przed zalewem bohaterów. Coś jak Dungeon Keeper, tylko w trochę innej formie. Przychodzi taki bohater, a my nasyłamy na niego hordy potworów, które mają go ubić. A robimy to w formie… odpowiedniego układania klocków. Tak. To wariacja na temat ułóż trzy takie same klocki w rzędzie, by zrobić miejsce na następne. Czynnikiem, który wymusza na nas pozbywanie się klocków (czyli wysłanie potworów) jest sam bohater, który nieubłaganie zbliża się do nas, Władcy Podziemi - by nas ubić i zagarnąć nasze skarby!
82 poziom gry. Po lewej stronie widzimy bohaterskiego maga, który akurat walczy z hordą żywiołaków ognia, mimików (kufry) oraz wróżek.
Wciągające jak bagno klikanie.
W przepastnej bibliotece gier na Vitę znalazłem grę, która na pierwszy rzut oka wygląda jak strasznie casualowa pixeloza: No Heroes Allowed No Puzzles Either.82 poziom gry. Po lewej stronie widzimy bohaterskiego maga, który akurat walczy z hordą żywiołaków ognia, mimików (kufry) oraz wróżek.
Sterowanie w grze jest za pomocą ekranu dotykowego (tylko), więc teoretycznie mogłaby to być gierka na tablet i telefon (ale nie jest ;)) niemniej, wciąga. Dlaczego? Bo poziom trudności rośnie wraz z bohaterem, a każdy z nich jest inny: są wojownicy, którzy bardzo szybko szlachtują nam potwory, zmuszając do coraz to szybszego przesuwania klocków, są i magowie, którzy rzucają czary powodujące blokowanie się niektórych klocków (a wraz z rozwojem gry i całych partii ekranu) powodując, że miejsca na ułożenie trzech w rzędzie jest coraz mniej. Zresztą, znacie Tertrisa, wiecie o co chodzi ;)
Początkowo rozwijamy każdego potworka o 8 leveli, a gdy dojedziemy do maksymalnego poziomu, możemy go zmutować w nową, bardziej śmiercionośną formę. Mutacje wykonujemy karmiąc danego potworka artefaktami znalezionymi w kopalni, innymi potworami lub… bohaterami, których krótko mówiąc rzucamy na pożarcie ;)
Czasem, mutacja danej istoty wymaga by podstawić bohatera danej klasy i danego poziomu. Gdy takich nie mamy na stanie… trzeba ich złapać. Tj wykonywać poziomy, w których taki bohater może wystąpić (co nie znaczy, że go złapiemy, gdy wygramy poziom - choć są sposoby, by sobie pomóc).
W kopalni pracują złapani bohaterowie. Znajdujemy tu artefakty, którymi karmimy potwory (żarcie, klejnoty) oraz odkrywamy nowe gatunki potworów. Czasem wpadną naprawdę wartościowe rzeczy, jak spowolnienie czasu gry, natychmiastowe usunięcie zablokowanych klocków czy też 100% gwarancji złapania bohaterów.
Potworów jest bardzo dużo, i tylko niektóre potrafią mutować. Jedne mają dwie lub trzy formy, a rekordziści aż 5. Do tego dochodzi chęć sprawdzenia ich w walce (tym bardziej, że niektóre mają specjalne ataki np. trucizna). Choć na samym końcu wszystko sprowadza się do tego, by horda była wymaksowana.
Osobną kategorią są sami bohaterowie. Ich jest mnóstwo!
I zawsze, gdy przychodzą do nas mają coś do powiedzenia:
Czasem pojawia się bohater np o nazwie Generic Hero #1 z tekstem czy znajdę wreszcie swoje imię?!? co buduje klimacik, głupawy, ale zawsze ;)
Reasumując, okazało się, że Vita jako mobilne urządzenie do grania sprawia się znakomicie i to nie przy super wybajerzonej fabule, czy efektach graficznych, ale przy prostej grze, którą de facto, można by odpalić na każdej platformie. Grze prostej, ale wymagającej wymasterowania skilla (oh, yeah, polglish rocks ;)), bo wszak zrobienie wszystkich plansz na S+ po jakimś czasie wbija się samo, gdy próbujemy złapać brakującego nam bohatera, po to by zrobić mutację do niskolevelowego potworka, którego i tak nie wykorzystamy, ale kolekcja rządzi się swoimi prawami.
I doskonale nadaje się w podróży, gdy między jednym, a drugim łykiem browca czekamy, aż mięśnie się zregenerują na tyle, by następnego dnia móc dalej skakać na snowboardzie ;)
Rozwój postaci… tzn potworów.
W grze jest parę sprytnych mechanizmów, które powodują, że mechanizm jeszcze jedna gra ma się bardzo dobrze i dlatego wciąga jak bagno. Wraz z wzrostem poziomów plansz (a jest ich początkowo 64, potem dochodzi kolejne 64…) rośnie poziom odwiedzających nas bohaterów, których naprawdę trudno ubić. By jednak nie być bez szans, my też możemy rozwijać swoją trzódkę!Początkowo rozwijamy każdego potworka o 8 leveli, a gdy dojedziemy do maksymalnego poziomu, możemy go zmutować w nową, bardziej śmiercionośną formę. Mutacje wykonujemy karmiąc danego potworka artefaktami znalezionymi w kopalni, innymi potworami lub… bohaterami, których krótko mówiąc rzucamy na pożarcie ;)
Złap je wszystkie.
Ciągły rozwój, coraz wyższe poziomy, coraz więcej różnego rodzaju bohaterów i odkrywanie nowych gatunków powoduje, że zaczynamy kolekcjonować. A jest to spore wyzwanie!Potworów jest bardzo dużo, i tylko niektóre potrafią mutować. Jedne mają dwie lub trzy formy, a rekordziści aż 5. Do tego dochodzi chęć sprawdzenia ich w walce (tym bardziej, że niektóre mają specjalne ataki np. trucizna). Choć na samym końcu wszystko sprowadza się do tego, by horda była wymaksowana.
Osobną kategorią są sami bohaterowie. Ich jest mnóstwo!
I zawsze, gdy przychodzą do nas mają coś do powiedzenia:
Czasem pojawia się bohater np o nazwie Generic Hero #1 z tekstem czy znajdę wreszcie swoje imię?!? co buduje klimacik, głupawy, ale zawsze ;)
Reasumując, okazało się, że Vita jako mobilne urządzenie do grania sprawia się znakomicie i to nie przy super wybajerzonej fabule, czy efektach graficznych, ale przy prostej grze, którą de facto, można by odpalić na każdej platformie. Grze prostej, ale wymagającej wymasterowania skilla (oh, yeah, polglish rocks ;)), bo wszak zrobienie wszystkich plansz na S+ po jakimś czasie wbija się samo, gdy próbujemy złapać brakującego nam bohatera, po to by zrobić mutację do niskolevelowego potworka, którego i tak nie wykorzystamy, ale kolekcja rządzi się swoimi prawami.
I doskonale nadaje się w podróży, gdy między jednym, a drugim łykiem browca czekamy, aż mięśnie się zregenerują na tyle, by następnego dnia móc dalej skakać na snowboardzie ;)
oo, ta gra wygląda świetnie, ściągam :) u mnie Vitka też dziala bo w weekendy jestem w rozjazdach - Hotline Miami na tapecie, nie wiem jak moglem przegapic ta gre wczesniej:)
OdpowiedzUsuńnie zawiedziesz się :) (ja się tak wkręciłem, że pykło 63% trofików). Nie pamiętam ile ta gra kosztuje, ale warto potem dokupić pakiet "wiecznego grindu" za jedyne 10 zł z hakiem (wtedy ilość prób jest nieograniczona)
UsuńDla mnie Vita dalej jest dobrym sprzętem do grania. Idealnie sprawdza się do ogrywania klasyków z PS1, które są już dostępne w bardzo dobrych cenach :D
UsuńŚwietny wpis, uwielbiam gry z dawnych lat.
OdpowiedzUsuńNie przepadam za Vita - bardzo przestarzały system. Jeden z mniej stabilnych. Wolę już inne systemy.
OdpowiedzUsuńSuper blog
OdpowiedzUsuń