Dzień po dniu.

A to będzie taki zbieraninowy post. Bo ostatnio to... szału nie było, w tym null-null. Ale nie jest źle.

*

Latający od paru dni po naszych systemach piloci z Czech zaczęli nas lekko irytować. Ja akurat byłem na etapie obrażania się na fleet commanderów z aliansu: zgłosiłem się na FC (fleet commander), miałem jakiś swój pomysł na latanie, a skończyło się na przekonywaniu mnie, że muszę latać minmatarskimi statkami, bo alians tylko takich używa, i że nikt nie będzie latać ze mną jeśli wyskoczę w jakimś coraxie czy drejku. I to wszystko okraszone tym, jakie to minmatarskie statki są superior i wogóle. Moje tłumaczenie, że ja trochę wczuwam się rolę swojej postaci i nie będę latać statkami niewolników zostało skwitowane, że jak się nie przestawię na ich statki, to "sobie zrobię strzał w kolano, bo nikt ze mną nie będzie latać". No i chuj, powiedziałem im I used to think that I would like to fleet command, but I took an arrow in the knee... whatever ^_^ (google: Skyrim, took an arrow in the knee).

Pożaliłem się na corpowym, jak mi to nie po drodze z doktrynami latania aliansu Spaceship Samurai. I spotkałem się z pełnym zrozumieniem i żebym to olał, tak jak oni. W tym czasie znów przylecieli piloci z Czech, w sile 4 osób wyposażonych w ciężkie krążowniki typu Ferox (statki Caldari), interdiktora typu Sabre (statek Minmataru) oraz scouta typu Buzzard (również Caldari). My nie pozostaliśmy im dłużni i wydokowaliśmy amaryjskim command shipem typu Absolution, minmatarskim ciężkim krążownikiem Hurricane, amaryjskim bombowcem Purifier oraz dwoma caldarskimi drejkami. No i polecieliśmy na wrota gdzie byli oni. I NIKT Z ALLIANSU DUPY NIE RUSZYŁ W SWOICH ZARDZEWIAŁYCH STATKACH Z MINMATARU! By choćby zrobić mega przewagę typową dla 0.0 (o czym dalej, jak przekonuję się jacy to tchórze latają tam). No nic... mieliśmy leciutką przewagę i mimo tego (no i wcześniej, ktoś ich ostrzelał), że feroxy były w setupie takim, że mogły sobie nawzajem naprawiać tarczę - normalnie PRO, to nasza flotka staruchów z Thirtyplus wytarła nimi wrota i okoliczną przestrzeń, co widać na załączonym filmie (i nawet NPCom się dostało):



killmaile: 5 vs 3 (all dead)

Wzbogaciłem się o parę fajnych zabawek z ich wraków ;)

*

Wykonałem kilka dalekich lotów drejkiem i jedyne co się przekonałem, że wrogowie, którzy odwiedzają naszą przestrzeń to zwykłe tchórze są. W łańcuchu systemów (tj. takie które mają tylko połączenie z dwoma innymi systemami), gdzie wiadomo, że jak ktoś wleci, to musi wylecieć - ja leciałem system za systemem, aż w jednym natknąłem się na dość dużą pikietę, na szczęście dla mnie okupującą przeciwległe wrota. Ja sam, a ich 28. Podleciałem w pobliże planety, która była z 0,5 mln kilometrów i przeskanowałem co oni tam mają: dwa niszczyciele klasy Interdictor, kilka mniejszy statków oraz... 20 ciężkich krążowników typu Gnosis. Ciekawe... ale samobójcą nie jestem. Mój ciężki krążownik nie będzie miał w tym starciu żadnych szans. Zawróciłem.

I przekonałem się, że z drugiej strony wskoczyła właśnie flota 100+ koleżków... również dla mnie wrogów, więc byłem w kropce. Latałem sobie od bookmarka przed jednymi wrotami, do bookmarka przed drugimi i obserwowałem w skanie co też tam może się dziać. A ludzie raz wlatywali, a raz wylatywali więc musiałem to jakoś przeczekać. No i stwierdziłem, że założony cel - granica regionu 0.0 The Catch z imperialnym regionem Khanid nie będzie już moim celem (6 jumpów) i chyba zawrócę. Bo nie chcę głupio skończyć.

W pewnym momencie, w systemie zostało na wrotach tylko 2 pilotów, a potem jeden więc uznałem - a chuj, najwyżej po drugiej stronie będzie gate camp i wdupię.

Po drugiej stronie był krążownik typu Stabber oraz fregata pościgowa typu Malediction. No nic... za chwilę na łeb zwali mi się cała flota, ale może ich ubiję. I wykonałem szarżę na stabbera. A ten na mnie. Ale gdy dostał wjebę, zawinął się i uciekł mi (prawie 2x szybszy niż mój statek). Interceptor z początku chciał się przyłączyć, ale widząc, że jego kolega ucieka - też zwiększył orbitę i ... tyle ich widzieli.

Eeee... zawiedziony byłem.

*

Wracałem do domo, kilkanaście jumpów. Na wieść o tym, że krąży tu jakaś flota pięciu kolesi we fregatach szturmowych i ciężkim krążowniku, uznałem, że może być zabawnie. Samobójczo zabawnie, ale byłem pewny, że zabiorę kogoś ze sobą.

Gdy natknąłem się na ich scouta - we fregacie szturmowej gallenckiej, typu Enyo - rzuciłem się na niego. Może to ten mój entuzjazm wszystko niszczy i powinienem dać się bardziej podejść? Salwy ciężkich pocisków precyzyjnych typu Mjolnir zrujnowały szybko tarcze małego statku i zaczęły przegryzać mu się przez pancerz (mjolniry to uszkodzenia typu EM na które gallenckie szturmówki są najbardziej podatne). Był za daleko bym go utrzymał i wyraźnie stracił wolę walki. A może koledzy byli za daleko? Uciekł mi niestety...

Tchórze!!!

Czyli muszę się nastawić psychicznie na to, że walkę nawiążę dopiero wtedy gdy będzie solo vs 10. I dobrze.

Fly reckless!!!

*

A na drugiej postaci uruchomiłem strategiczno-ekonomiczną grę w planetary interaction. Ciężki orzech do zgryzienia, dla mnie, który do tej pory poza okazjonalnym górnictwem - w przemysłową część EvE rzadko się bawił. No nic - zobaczymy co z tego będzie (raz już próbowałem, ale nie byłem zachwycony wynikami). Bez excella i analizy potencjalnych zysków się nie obeszło :)





I na razie jest fajnie!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Umarła Vita, niech żyje Vita!

Fallout - jak to się zaczęło

Zróbmy sobie grę