Obudzona - EVE!
Ezoko została obudzona z kriogenicznego snu. Bo w sumie jest czerwiec, a w czerwcu zwyczajowo jaram się EvE ;-) No i tradycji stało się zadość. Pierwsze wrażenie... yhm, znów pozmieniali mi grę! Nadszedł czas zobaczyć co.
Rozpocząłem więc od przelotu się tam i nazad, by przypomnieć sobie jak się lata, ustawienia overview, instalacji softu na telefon, EFT. A potem, zabrałem się za ogarniane rzeczy. Skoczyłem jump-clonem do 0.0. Okazało się, że 30plus opuściło region Immensea, i stacja Z-H jest w rękach wroga. Czyli uwięzili mi pilotkę! Żadna z usług na stacji nie była dla mnie dostępna. Więc stwierdziłem, nic tu po mnie - poskładałem wszystkie statki, które tam miałem i wystawiłem na sprzeadaż. Oraz trochę sprzętu. Wyjście z corpa zajmie mi 24h i ciekawy jestem czy jako neutral, będę mógł skorzystać z czegokolwiek na stacji. Okazało się, że nie. W te pędy wróciłem do imperium (jump-klonem) i zaaplikowałem sobie przyspieszony kurs sprzedaży (czyt. nowe skille, dzięki którym zamiast 18 mogę wystawić 45 zleceń).
Plany? Hmmmm.... wiadomo, pvp. Ale też chcę zobaczyć nowy kontent pve. I wreszcie znaleźć sobie jakieś ciekawe zajęcie intratne. A może zrobię to co zawsze chciałem zrobić - podróż przez worm-hole w poszukiwaniu zarobków? Bo jeśli chodzi o pvp... to tu się waham, między solo-piracy a FW. 0.0 w którym byłem, jednak rozczarowało.
*
Minęły dwa dni i zdecydowałem się na faction warfare. Tym razem po stronie Caldari. Większość posiadanej kasy Ezoko przeznaczyłem na implanty oraz niszczyciel klasy Corax. Nie wysilałem się zbytnio - gdyż wiele zapomniałem, więc odwiedziłem blog Azbugi i podebrałem mu ceglany fit na Coraxa. Z duszą na ramieniu poleciałem zdobywać przestrzeń Gallente.
I bym od razu wtopił. Na szczęście wroga flota skoczyła mi na wrota tuż po tym, jak ja je opuściłem. Polatałem chwilę w okolicach Kedama i wylogowałem się. Przypomniałem sobie o rzeczach zgromadzonych na drugiej postaci - O Elizuni, więc w te pędy (o ile transportowiec klasy Bestower może pędzić ;)) zająłem się handlem obwoźnym. Poobwoziłem co nieco i log off.
Parę godzin później - log on. Zdecydowałem się zarobić trochę na loyalty points i skierowałem się do ślepego systemu Teimo. Tam był jakiś badacz (latał nową fregatą badawczą produkcji Sisters of Eve) i mi się był skrył z radaru. Odpaliłem więc ja mały kompleks wojskowi i rozpocząłem akcję zdobywania tegoż, przerwaną znienacka sprzątaniem kociej kuwety (You know, the real life first!). Gdy wróciłem, badacza nie było. Zostało mi 5 min do końca pleksu, więc czekałem jednym okiem czytając zmiany w Eve od czasów zeszłorocznego lata.
Gdy skończyłem, w systemie pojawił się jakiś wróg (pomarańczowy) i odpalił medium miltary complex. Był we fregacie, ale zanim przyleciałem - spłoszył się. I wyleciał mi był z systemu. Znów zostałem sam.
Nie czekałem zbyt długo - z duszą na ramieniu przeleciałem przez jedyne w systemie wrota i... nic. Po drugiej stronie smętnych paru piratów w systemie, ale nie w zasięgu wzroku. W systemie aktywne były kompleksy novice i large - na pierwszy nie wlecę niszczycielem, na drugi na łeb mi spadnie ciężki krążownik, a tego bym nie chciał. Olałem. I ten i następny aż wreszcie wpadłem do systemu Rakapas. Był tam odpalony small plex więc wleciałem sobie tam. Chwilę później w systemie pojawił się wróg, w statku klasy Punisher. I wbił mi się w moją miejscówkę! Akurat w momencie gdy prawie rozwaliłem stacjonującego tam NPCa.
O dziwo, na spokojnie, używając rakiet dalekiego zasięgu Javelin przystąpiłem do procedury usuwania wrogiego elementu. Wrogi element najpierw leciał na pałę, a potem, gdy zorientował się, że moja tarcza trzyma, a jego pancerz nie - rozpoczął odwrót. Moja ciężka kanonierka (niszczyciel bez napędu - "ceglany" określa oględnie mówiąc chyżość statku) praktycznie stojąc w miejscu zwiększyła o 30% ostrzał ze wszystkich wyrzutni, a jej załoga i pani kapitan liczyli upływający wolno czas i latające wokół skrawki pancerza wrogiego statku.
BOOOM!!!
Nawet nie zauważyłem, że oddycham. Kapsuła wroga śmignęła szybciej, niż ja przypomniałem sobie o braku tlenu. "Miałeś szczęście, bo gdyby nie COŚTAM to byś dostał!" napisał mi sz.p. Wróg na localu, a na moje "oczywiście, a świstak siedzi..." odpisał mi szybko "I'll be right back!". Ja widząc przybywające siły (nie wrogie, ale ogólnie - korsarskie) dałem nogi za pas. I to 2 systemy dalej by naprawić sobie przepalone wyrzutnie.
I by po chwili otworzyć to okno:
"Ja pierdolę, ale ze mnie lamer!!!!".
Bo oczywiście nie zadałem sobie trudu by zabrać ze statku co się da (np. warty 10 baniek stuff i pastę nanitową na pokrycie szkód) tylko trzęsąc się uciekłem. Teraz to już było po śliwkach.
Ale :) powrót do EvE się udał nadzwyczaj dobrze!
Fly dangerous!
Rozpocząłem więc od przelotu się tam i nazad, by przypomnieć sobie jak się lata, ustawienia overview, instalacji softu na telefon, EFT. A potem, zabrałem się za ogarniane rzeczy. Skoczyłem jump-clonem do 0.0. Okazało się, że 30plus opuściło region Immensea, i stacja Z-H jest w rękach wroga. Czyli uwięzili mi pilotkę! Żadna z usług na stacji nie była dla mnie dostępna. Więc stwierdziłem, nic tu po mnie - poskładałem wszystkie statki, które tam miałem i wystawiłem na sprzeadaż. Oraz trochę sprzętu. Wyjście z corpa zajmie mi 24h i ciekawy jestem czy jako neutral, będę mógł skorzystać z czegokolwiek na stacji. Okazało się, że nie. W te pędy wróciłem do imperium (jump-klonem) i zaaplikowałem sobie przyspieszony kurs sprzedaży (czyt. nowe skille, dzięki którym zamiast 18 mogę wystawić 45 zleceń).
Plany? Hmmmm.... wiadomo, pvp. Ale też chcę zobaczyć nowy kontent pve. I wreszcie znaleźć sobie jakieś ciekawe zajęcie intratne. A może zrobię to co zawsze chciałem zrobić - podróż przez worm-hole w poszukiwaniu zarobków? Bo jeśli chodzi o pvp... to tu się waham, między solo-piracy a FW. 0.0 w którym byłem, jednak rozczarowało.
*
Minęły dwa dni i zdecydowałem się na faction warfare. Tym razem po stronie Caldari. Większość posiadanej kasy Ezoko przeznaczyłem na implanty oraz niszczyciel klasy Corax. Nie wysilałem się zbytnio - gdyż wiele zapomniałem, więc odwiedziłem blog Azbugi i podebrałem mu ceglany fit na Coraxa. Z duszą na ramieniu poleciałem zdobywać przestrzeń Gallente.
I bym od razu wtopił. Na szczęście wroga flota skoczyła mi na wrota tuż po tym, jak ja je opuściłem. Polatałem chwilę w okolicach Kedama i wylogowałem się. Przypomniałem sobie o rzeczach zgromadzonych na drugiej postaci - O Elizuni, więc w te pędy (o ile transportowiec klasy Bestower może pędzić ;)) zająłem się handlem obwoźnym. Poobwoziłem co nieco i log off.
Parę godzin później - log on. Zdecydowałem się zarobić trochę na loyalty points i skierowałem się do ślepego systemu Teimo. Tam był jakiś badacz (latał nową fregatą badawczą produkcji Sisters of Eve) i mi się był skrył z radaru. Odpaliłem więc ja mały kompleks wojskowi i rozpocząłem akcję zdobywania tegoż, przerwaną znienacka sprzątaniem kociej kuwety (You know, the real life first!). Gdy wróciłem, badacza nie było. Zostało mi 5 min do końca pleksu, więc czekałem jednym okiem czytając zmiany w Eve od czasów zeszłorocznego lata.
Gdy skończyłem, w systemie pojawił się jakiś wróg (pomarańczowy) i odpalił medium miltary complex. Był we fregacie, ale zanim przyleciałem - spłoszył się. I wyleciał mi był z systemu. Znów zostałem sam.
Nie czekałem zbyt długo - z duszą na ramieniu przeleciałem przez jedyne w systemie wrota i... nic. Po drugiej stronie smętnych paru piratów w systemie, ale nie w zasięgu wzroku. W systemie aktywne były kompleksy novice i large - na pierwszy nie wlecę niszczycielem, na drugi na łeb mi spadnie ciężki krążownik, a tego bym nie chciał. Olałem. I ten i następny aż wreszcie wpadłem do systemu Rakapas. Był tam odpalony small plex więc wleciałem sobie tam. Chwilę później w systemie pojawił się wróg, w statku klasy Punisher. I wbił mi się w moją miejscówkę! Akurat w momencie gdy prawie rozwaliłem stacjonującego tam NPCa.
O dziwo, na spokojnie, używając rakiet dalekiego zasięgu Javelin przystąpiłem do procedury usuwania wrogiego elementu. Wrogi element najpierw leciał na pałę, a potem, gdy zorientował się, że moja tarcza trzyma, a jego pancerz nie - rozpoczął odwrót. Moja ciężka kanonierka (niszczyciel bez napędu - "ceglany" określa oględnie mówiąc chyżość statku) praktycznie stojąc w miejscu zwiększyła o 30% ostrzał ze wszystkich wyrzutni, a jej załoga i pani kapitan liczyli upływający wolno czas i latające wokół skrawki pancerza wrogiego statku.
BOOOM!!!
Nawet nie zauważyłem, że oddycham. Kapsuła wroga śmignęła szybciej, niż ja przypomniałem sobie o braku tlenu. "Miałeś szczęście, bo gdyby nie COŚTAM to byś dostał!" napisał mi sz.p. Wróg na localu, a na moje "oczywiście, a świstak siedzi..." odpisał mi szybko "I'll be right back!". Ja widząc przybywające siły (nie wrogie, ale ogólnie - korsarskie) dałem nogi za pas. I to 2 systemy dalej by naprawić sobie przepalone wyrzutnie.
I by po chwili otworzyć to okno:
"Ja pierdolę, ale ze mnie lamer!!!!".
Bo oczywiście nie zadałem sobie trudu by zabrać ze statku co się da (np. warty 10 baniek stuff i pastę nanitową na pokrycie szkód) tylko trzęsąc się uciekłem. Teraz to już było po śliwkach.
Ale :) powrót do EvE się udał nadzwyczaj dobrze!
Fly dangerous!
Dobrze jest,
OdpowiedzUsuńWitamy spowrotem w Nowym Edenie :D
ha :) powodzenia - mi się grac w eve nie chce i katuje dote i wargame airland battle...
OdpowiedzUsuńAzbuga
hell yeah ^_^ ☣☢ V O O D O O ☢☣ welkkkoms back !!
OdpowiedzUsuńFajny Blog :)
OdpowiedzUsuńGadzetfun