Kolorowy multiplayer kanapowy

Od dłuższego czasu było tylko o EvE i o EvE i jeszcze raz o EvE. Czas na grę nie-EvE ;)

Zorientowaliśmy się z synem, że na PS4 nie mamy żadnej gry, która byłaby fajnym shooterem, która umożliwia grę na split-screenie. Kiedyś to były Borderlands, Call of Duty Black Ops 1, 2, Modern Warfare 3, a nawet Ghosts. Tylko to było na PS3. Przez chwilę mieliśmy Ghostów na PS4, lecz gra okazała się bardzo rozczarowująca: lekkie podbicie rozdzielczości na PS4 nie spowodowało, że nagle gra wypiękniała - w dobie rozszalałego BF4, Ghosty, nawet na split-screen nie miały nam nic do zaoferowania. Poza tym, sama gra była kiepska. Po skończeniu kampanii, bez żalu poszła na sprzedaż.

Minęło trochę czasu, zdominowanego na konsoli głównie przez piękne graficznie gry w postaci Killzone Shadowfall czy Battlefield 4 - niestety, obie oferowały zabawę tylko dla jednego gracza. Z PSNowych popierdułek trafiło się parę multiplayerków kanapowych, z tym, że shooter był tylko jeden: Helldivers. Gra ciekawa, miejscami wciągająca, ale do pełni szczęścia brakowało nam widoku z pierwszej osoby. Chcieliśmy FPSa!!!

Kolorowy świat. Ładnie.

Przegląd rynku wrzesień 2015 obnażył... biedę w temacie. Odnowione Borderlandsy na PS4 znaliśmy na pamięć (w wersji na PS3 - po jakimś czasie i tak się znudziły i gra poszła w kąt). Jakiś kretyn wrzucił "split-screena" z tej darmowej gry Blacklight Retribution. Okazało się, że był to chamski monataż z dwóch konsol, więc po ściągnięciu, odpaleniu, rozczarowaniu i skasowaniu  - pozostał tylko COD. Przyznam się, że do Call of Duty Advanced Warfare byłem nastawiony...

...MEGA SCEPTYCZNIE.

Pomyślałem, że będzie to trochę lepsze Ghosts. Recenzje, które kiedyś czytałem nie zachęcały - jakieś egzoszkielety, skoki na parę metrów, gra "w pionie"...eh, wydawało mi się, że to nie gra dla mnie. Z braku laku, na bezrybiu i rak ryba - pomyślałem, oglądając rozgrywkę w multi split-screen na YT. Chwilę gry w Blacklight Retribution pokazało, że nowoczesny i w miarę zaawansowany warfare może być ciekawy (czyt. tak, złapałem bakcyla, doprawianego chęcią wspólnej zabawy). Po oglądnięciu kilkudziesięciu trailerów, filmików i stwierdzeniu tam jest kampania z Kevinem Spacey, a przecież uwielbiam House of Cards - poszło (i cena była niska ;-)).

I jak przyszło?

Kolorowo:

Elitarny żakiet i ronin-hełm - mój syn mi wciąż wypomina, że on nie ma takiego sprzętu mimo 2x większego levelu!
 Kolorowo zarówno w żołnierzach jak i samej rogrywce. COD od Sledgehammer okazał się całkiem fajny! Szybki jak nieszczęście, ale dynamiczny. Gdy załapałem taktykę, zaczęło się to co lubię najbardziej - score'owanie :)

Co prawda - z tego CODa również przebija stary silnik (mam takie wrażenie), ale na szczęście danie tej gry do rąk innej firmie wyszło multiplayerowi na dobre. Skoki do góry, na boki i w przód nadały rozgrywce nowego wymiaru. I przede wszystkim - nie irytuje już bunny-jumping, bo wszyscy skaczą!

Tryby - pierwsze co, to zrezygnowaliśmy w granie w tryby, w które zawsze graliśmy w CODach. Czyli nie było opcji na TDM (w wersji zwykłej bądź z potwierdzeniem), a tryb dominacji (stałe flagi a'ka conquest z BF) okazał się nie na moje nerwy. Intrygujący był hardcore, który pozwalał na trochę taktyki (niestety, nieobeznanemu z mapami noobowi nie było łatwo) lecz numerem uno okazał się tryb Impet.

Jeden z lepszych trybów gry: Impet - coś jak wędrujące flagi.
 Czyli ni mniej ni więcej tryb  Capture & Connect z Killzone Shadow Fall. Czyli zajmujemy po kolei miejsca na mapie i przeciwnik może odbić tylko aktualną flagę. Tryb mi bardzo przypasił, bo wymusza ciągłą wędrówkę na mapie, redukując tym samym obecność kamperów.

Po jakimś czasie kolorowość graczy - ich strojów przede wszystkim uzmysłowiła mi, że ten COD ma niewiele wspólnego z militarnym sznytem, na który tak się nastawiały poprzednie części. Widząc graczy w neonowo-niebieskich wdziankach, z pulsującymi pomarańczowymi elementami dotarło do mnie, że to czyste bieganie i strzelanie dla funu, wręcz sportowe. Kompletnie zdemilitaryzowane. Oj, przydałby się Splatoon z Wii na PS4, oj przydałby się! No i dla mnie, gra zaczynała przypominać wiariacką, futurystyczną wersję speedballa ;) (jako paintballowiec, swego czasu zarzuciłem militaryzowanie się i spodobały mi się kolorowe ciuchy speedballowców: gra to gra, a nie jakaś symulacja!). I trzeba przyznać CODowi AW: speeda mu nie brakuje. Dodam jeszcze, że sprzętu i ciuchów jest od wyboru do koloru, jak w żadnym COD (zresztą, obrazek mojego najemnika mówi sam za siebie ;))
  
Maks nie strzela we mnie, on właśnie uratował mi życie!
 W speedballu chodzi o to by na kolorowym polu zdobyć punkt w bazie przeciwnika. Okazało się, że moje skojarzenie z tą wersją painta stało się jeszcze silniejsze, gdy natrafiliśmy na tryb Uplink. Mamy tu dronę, która jest zrzucana na mapę. Dronę trzeba wziąć i wrzucić w "kosz" na polu przeciwnika. Oczywiście, o ile przeciwnik wpierw nas nie wystrzela. W sumie, to raczej zwariowana wersja piłki ręcznej czy kosza, ale dla mnie kolorowe ludki strzelające z kolorowych spluw to speedball ^_^

Tryb zwariowany i równie wciągający jak Impet.

Z innych trybów testowaliśmy jeszcze zarażonego. Bardzo podobny do trybu, który był w MW3. Pojawia się pacjent zero, z pistoletem i kogo ustrzeli, ten staje się zarażony. Biega po mapie z nożem w łapie i kombinezonie przeciw chemicznym i próbuje usiec graczy, którzy mogą się bronić korzystając z broni palnej i granatów. Niżej podpisany... miał swoje momenty epickie w tym trybie ;-)

Tyle o multiplayer.

Kevina jeszcze nie widziałem, bo kampanii nie chce mi się odpalać.

Wracając do pacjenta zero...

...zarażeni pojawiają się w grze co-op, ale po uiszczeniu opłaty (cholera by was wzięła, Activision!). Zaryzykowałem i w ramach imienin, kupiłem sobie ten tryb. Z całą jedną mapą, za to dużą (dużo większą niż w zombiakach w Black Ops 1 i 2). Zombie to zarażeni. A my tradycyjnie, w czwórkę (split-screen plus dwóch online) musimy przetrwać.

Doskonałe miejsce na odparcie ataku zombie toksycznych (pierwsze DLC, koło komory dekontaminacyjnej)
I powiem Wam - to jest mega! Fala za falą napływają zombiaki, niektóre są diabelnie szybkie i jeszcze używają egzo-szkieletów! W tym trybie zrezygnowano z zabijana deskami okien i drzwi przez które przyłażą - i to jest kolejna różnica w stosunku do wersji z Black Ops. Mimo, że zabawa odbywa się na jednej mapie, nie nudzi się. Albowiem największy fun pojawia się wraz z nadejściem fali 10, a potem każdej kolejnej! O ile mnie pamięć nie zawodzi, dotrwaliśmy bodajże do 12...

Drugim trybem co-op - tym razym wbudowanym w grę, za free - jest odpieranie fal najemników, atakujących nas na różnych mapach multiplayerowych. Ujdzie w tłoku ten tryb, i nie jest tak fajny jak zwykłe zmagania multi. Na dokładkę, mamy też opcję multi z botami (do 18 bodajże) co też jest ciekawą opcją. Ten tryb również w wersji split-screen.

Steampunk rządzi!
 Cóż mogę dodać na zakończenie? Gra broni się split-screenem, mnogością map oraz trybów. Graficznie - ujdzie. Nie ma startu ani do BF4, ani tym bardziej do Killzone Shadow Fall - te gry będą dużo lepsze dla single-konsolowca. Szybkie tempo i zwariowane akcje najlepiej komentować z drugim graczem, który jest obok nas.

I nie ma jak odblokować sobie kolejny gadżet i cierpliwie czekać, aż odblokuje się cały zestaw. W końcu 5% do doświadczenia piechotą nie chodzi!

Shoot on sight!


Komentarze

  1. Ja sobie odpuściłem COD-y po drugim Black Ops, więc na temat wrażeń z AW się nie wypowiem, ale jedno jest pewne - kanapowe granie nie powinno tak odchodzić w odstawkę, jak odchodzi. Kiedyś (heh, zrzędzenie mode on) tych dużych gier ze split-screenem było jakby więcej, a co-op przez sieć - mimo, że super - to jednak nie to samo co granie z kimś obok.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja bym chciał więcej kanapowych shooterów, najlepiej na otwartym świecie... eh... marzenia.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Umarła Vita, niech żyje Vita!

Fallout - jak to się zaczęło

Zróbmy sobie grę