Od świtu do zmierzchu

Częściowo w sierpniu i częściej we wrześniu katowałem Wiedźmina 3 Dziki Gon, trochę przeplatając go z EvE Online, a trochę z Hearthstone. Tej ostatniej znów szczerze nienawidzę. Natomiast EvE i Wiesiek w końcówce września stały się dla mnie lekko... przegrane. Tj. przejadły się. I szczerze, nie mogłem już patrzeć na obie gry. 

Nudząc się, soboty zeszłej porankiem w PSN siedziałem i szukałem czegoś ciekawego. MGS 5 Ground Zeros był ciekawy przez pierwszą minutę, potem poleciał z dysku. Nie, nie lubię jednak takich gier. Wszystkie psn'owe popierdółki poleciały z dysku również. W desperacji, sięgnąłem po demo Dying Light, myśląc jednocześnie "po co to odpalam, przecież i tak nie lubię zombiaków, horrorów... przecież i tak nie ma sensu odpalać dema, szkoda czasu... przecież i tak nie kupię...".

Nuda moi drodzy, ma jednak to do siebie, że cierpiący brzytwy się chwyta...

...a konkretnie zakrzywionego noża na kiju.


Wow! Zakrzyknęło me serce, jak okazało się, że Dying Light jest grą o oczowypadającejnapodłogę grafice! Te detale, te szczegóły, te powietrze, te pyłki i śmieci w nim latające!

Przez dłużysz czas chodziłem po bazie zachwycając się światem który widziałem i zastanawiałem się, co będzie gdy wyjdę za płot. Bo powietrze też było pełne krzyków i zawodzenia. Zawodzenia niosącego groźbę...

Gdy wylazłem, okazało się, że nie jest tak źle. A parkour - główny środek poruszania się - jest łatwy, lekki i przyjemny. Można wleźć dosłownie wszędzie (jeśli się pomyśli) i znaleźć ciekawe rzeczy, lokacje i przez długi czas - zachwyty nad pietyzmem,z jakim polski Techland zrobił tę grę.

Światłocień najwyższej próby
Tak zrobione gry - to ja lubię. Do oczu cieszącej scenerii, dodanie zombiaków w pełnym świetle dnia było pomysłem, który mi się spodobał. Ospałe, niemrawe, niestraszne. No, chyba, że nagle wskoczą na dach za nami, albo... zapadnie noc. Wtedy jest zupełnie inna bajka ;-)

Czym jeszcze mnie kupiło DL, w którego demo grałem dwa razy z rzędu, albowiem można grać w nie jeno godzinę i dość duży kawał świata stoi przed nami otworem? Światem właśnie. Otwartym. Możesz leźć gdzie chcesz, robić co chcesz, bawić się jak chcesz. Oczywiście, w ramach przyjętej konwencji - czyli na zakupy, trzeba śmigać po dachach i płotach, albo slalomem po ulicy znacząc szlak swój trupami trupów żywych, przerabiając je (lub nie) w trupy martwe.

Sandbox z kraftingiem przedmiotów, misjami, które można robić lub nie, ukrytymi znajdźkami - zapomnijcie o znacznikach na mapie - to nie assassin! Nachodzić się trzeba, nabiegać, pozaglądać w każdy kąt. To cóż, że z nastaniem nowego dnia w raz odkrytych lokacjach pojawiają się nowe przedmioty? Dla mnie, wyobraźnia pracuje - a może przeoczyłem? A może ktoś tu zostawił? Nieważne, bo przydają się owe przedmioty do robienia przedmiotów innych...

Elektromłotek i morze wraków. Co kryją bagażniki?
Pierwsze skojarzenie - ta gra mocno przypomina Stalkera! Jest tajemniczo, trzeba się natrudzić, nabiegać, nakombinować. To lubię. Ograniczenia z bronią wyszły nawet na dobre, dzięki temu unikamy bezmyślnej eksterminacji - a cel osiągamy biegając, skradając się i walcząc tylko wtedy gdy nie można inaczej. Gdy już jest dobrze, mamy nową lepszą broń, nagle pojawia się coś, co sprawia, że czujemy potrzebę (i za nią idziemy!). Tak jak wtedy, gdy w podziemiach, w świetle latarki zobaczyłem niewidzialnego w Stalkerze. Tu, w Dying Light, gdy gaśnie światło słońca budzą się potwory.

Więc póki co, hasam sobie w świetle dnia :) Hasanie powoduje, że moja postać rośnie w siłę, rozwija swoje umiejętności. Action-RPG pełną gębą! Fabularnie też niczego sobie (post-apo, my love!).

Kąski typu kooperacja we czterech, inwazja zombie-gracza i granie zombiakiem jeszcze przede mną, ale tu, inne firmy powinny się uczyć jak zrobić tak, aby wchodzenie w gry innych było szybkie, łatwe i przyjemne. Tu jest! Możemy niejako w locie, w czasie naszej rozgrywki zaprosić kogoś, lub wprosić się mu do świata i pomóc w misji. A potem wrócić dokładnie w to samo miejsce, z którego wyruszyliśmy w naszym świecie. I tak powinno być, bo czas to pieniądz! Szczególnie ten czas i pieniądz, który przeznaczam na rozrywkę ;)

I tak sobie myślę, siedząc w słuchawkach i wsłuchując się w niepokojące odgłosy ożywionego miasta, że warto było dać zarobić chłopakom z Techlandu! 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Martwa przestrzeń...

Umarła Vita, niech żyje Vita!

Fallout - jak to się zaczęło