Piątkowe granie

Na początek, najprawdziwszy, ultimate metal tribute, czyli Sabaton "Metal Crue", jest dla mnie jak powrót do czasów młodzieńczych, tym bardziej, że połowę z tych kapel, których nazwy pojawiają się w tej piosence - wciąż słucham!


Potem, by się odpowiednio zebrać do roboty, proponuję Slayer "Dittohead":


A jak już trochę dnia minie… to i tak ma się wszystkiego dość, więc chillout przy Combichrist "God Bless" może być bardzo pożądany:


Choć nie należy przesadzać, czas wrócić do domu - Emery "Can't Stop The Killer" (swoją drogą, mocna piosenka, daje zajebiście do myślenia)


Aczkolwiek, druga natura zawsze się może przebić, więc Tiamat "I Am In Love With Myself" pojawia się, znikąd.


Wieczorna pościelówa, Late Night Alumni "Empty Streets" może się podobać, zwłaszcza tej piękniejszej części…


Warszawo, wstań! [minęła właśnie 6:10]

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Martwa przestrzeń...

Umarła Vita, niech żyje Vita!

Fallout - jak to się zaczęło