Kwestia percepcji
A dla odmiany będzie
nie od EvE się dziś zaczynać! (wiem, pokręcone zdanie gramatyczne te jest!) ;))
Need for..
Maksiek wyczaił, że
z tym Mikołajem to jest tak, że to rodzice muszą kupić prezent i jakoś mu
przekazać (bo to, że Mikołaj istnieje - to widać, bo "pomocników
Mikołaja" jest przecież od groma!). Więc zażyczył sobie Burnouta Most
Wanted (zwanego dla niepoznaki Need 4 Speedem). Sprawdził toto na standzie w
Saturnie, a z tej okazji w domu nastąpił renesans samochodówek (wg moich:
"...ale najpierw ukończmy 'the Run'"). Need 4 Speed the Run...
Jesteśmy już w Chicago, więc już bliżej niż dalej i generalnie, ta gra...
wymiata! Model jazdy jeszcze lepszy niż w N4S Hot Pursuit. I to lubimy: ja w
singlu, Maksiek w multiplayerze. Ja raz spróbowałem, n-ty wyścig wśród kolesi z
którymi się ścigał od godziny, plasując się na 3-4 miejscu na 8. Moja próba,
którą podejmowałem z dużą dozą niepewności (wyścigi w multi na przykładzie
Motorstorma zawsze kończyły się dla mnie niesmakiem porażki)... i jadąc głupim
samochodem (wyścigi samych maclarenów) odstawiłem stawkę tak daleko, że gdy
przyjechałem pierwszy długo było czekać na resztę. Koleś który pozostałe mecze
jechał 1-2, przyjechał jako.. . nieukończył
wyścigu. Hahah :) Rage quit!
Ukontentowany oddałem pada dziecku...
Skyrim
Idzie zima czas na
Skyrima. Łażę sobie weekendowo po tej grze, na ekranie mam multum strzałek bo
zaznaczyłem wszystkie otwarte questy. I zaznaczam tak każdy nowy. Więc mając te
60-80 misji sobie je po kolei robię :) Glass Armour zaczyna mi się już nudzić,
więc zaczynam rozwijać mojego "wiedźmina" w maga. Bo zabija już
perfekcyjnie. W więźniu byłem też parę razy - początkowo ze strachem, że utracę
swój cały drogocenny sprzęt, ale jak się okazało -uruchamia to całe ścieżki
nowych questów i możliwości. Rozległa
gra na lata. Taką lubię. Weekendowe granie, bez spiny.. czysta przyjemność.
Pew pew...
Ok, wróćmy w kosmos!
Ostatnie bardzo intensywne dni w pracy spowodowały, że mało latałem. W zasadzie
z sukcesami , tyle, że połowicznymi. Ale
najpierw trochę formalizmów.
Synowie Gehenny odeszli w stazę.
Ezoko, wcieliła się
w szeregi Koza z Piekła i jest teraz
bardzo dobrze!!
A od paru dni,
Skipper dał się przekonać, że jednak Amarr nie taki zły (oraz, że rzeczywiście
nie może dłużej tolerować korupcji w republice Minamatar!) i jego Ereb lata
razem z nami. Yuppiee!
Caldari Navy Osprey. Ten brzydki jak noc statek,
który jak się później okazało wogóle mi się nie przyda, sprawdził się parę razy
w starciach, które zakończyły się rozpierzchnięciem wrogich sił. Minmatarczyk w
Cynabalu oraz jego kolega w Hurricane. Zaatakowali naszego w Drejku. Skoczyli
my na pomoc w CN Osprey'u i Dramielu. Gdy okazało sie, że mój osprey bardzo
dobrze sobie radzi trzymaniem cynabala na punkcie i niszczeniu mu tarcz, gdy
drajku bił się z hurricanem, koleś w cynie zaczął pękać. Hehe... bardzo niska
inercja i 2km/s ospreya, tej krowy, potrafi zaskoczyć. Zabawę popsuł nam 3
minmatar w blackbirdzie, dzięki któremu zostałem zajammowany i cynabal uciekł
na strukturze!! Hurricane też. I BB też. CHAMY. Ale patrząc później na ceny CN
Osprey'a oraz boost jaki dostanie caracal po 4tym grudnia... pozbyłem się tych
kadłubów (3 poszły, 2 czekają). Zostawiłem tylko tego pierwszego,
"pogromcę cyny".
Hawk. Fregata assaultowa nr 1 którą
uruchomiłem do walki w ficie, do którego miałem dużo wątpliwości. Na
afterburnerze. Za wolny, na mój gust bardzo za wolny! Jakoś tak się zgapiłem, i
rozdziewiczyła mnie pirackaVengeance.
Skubaniec, w tej amaryjskiej assaultowej fregacie wygrał starcie, gdy był w
połowie armoura. Za dużo manewrował, tarcza mi puściła (baterie się skończyły
-przeklęte ancillary shield boostery!!!) i poszło w dym. GF GF, ale niechęć do
AFek mi zakiełkowała. Wczytałem się więc w bloga Azuala ("EvE
Altruist") i wyciągnąwszy naukę - złożyłem 4 pozostałe hawki jako statki, które rządzą na zasięgu.
Dual-web, MDWeing son-of-the-rocket, bitch! Little ship that could....
zobaczymy. Taktyka moja jest prosta: in your
face. Lecę, łapię i trzymam. Na nic innego mi nie starcza percepcji.
Z rozpędu zrobiłem
dual-weby na moim najbardziej pechowym statku, BOSKIM HOOKBILLU, nauczę się,
nauczę się, mam ich jeszcze parę :) Taktyka in
your face raz prawie się udała. Wczoraj Azbuga dał mi fit CN Hookbila o
nazwie "maszynka do mielenia frytek" (tj. fregat), ale jego złożenie
utrudnia mi brak Advanced Weapons Upgrade
na lvl 5. Trochę się różni, ale główna taktyka jest ta sama: dualweb.
Malediction. Złoty interceptor, bohater
któregoś posta w wstecz. Oczywiście zastosowałem całkowicie inny fit,
"latawcowy", nadal próbując zrobić to, co wymyka się mojej percepcji.
Kontrolować warunki walki. Udało mi się tak wykontrolować je, że insurance wypłaciło
mi te 8 baniek za stratę interceptora, mówiąc: "ogarnij się pilocie!!".
Percepcja-śmepcja.
Drake. Dnia pewnego stwierdziłem, że tu, na północny, brakuje mi mojego
drejka, którego mam na południu strefy walki. Więc z mocnym postanowieniem
przywiezienia go tu-i-teraz, uzbrojony w szklaneczkę 3 letniej, armeńskiej
brandy, udałem się w podróż, w której percepcja
pełniła największą rolę.
Trasa wiodła przez
morderczy pipe Dal-Hofjaldgund-Eszur,
gdzie każdy z tych systemów to festiwal gate-campów. Ze średnią ilością
war-targetów na local czat przekraczające 15 pilotów. Drake w wersji PODLA
(czyli dual web, mwd...) uzbrojony ekstra w prototype cloak by móc znikać
wrogom z direct scana. Stosując taktykę
obserwacji oraz zmyłki: udawałem, że lecę na major complexy - zapalało
to znacznik na overview systemu i wróg tam pędził, udało mi się dobrnąć do wrót
na Eszur. I tu niestety był gatecamp.
Zawinął się na nowopojawiąjącego się za mą przyczyną beacona minmatar major military
outpost lecz niestety, jeden koleś tam pozostał. W Cynabalu. Drake to
wolny statek, więc tańczenie CN Ospreyem mi nie wyjdzie. Pozapalałem jeszcze
inne complexy, w pewnym momencie cynabal znikł mi ze skanu i wrota były czyste.
Niestety, nie zwróciłem uwagi kto to był (minąłem się z nim wcześniej na
wrotach Dal/Hofja... ale nie zapamiętałem ksywy pilota). Jako, że na local'u
było ponad 20 pilotów, nie zauważyłem, że ubyło 1. Założyłem, że poleciał
sprawdzić plex'a...
...a był po drugiej
stronie wrót. Może za dużo brandy, a może wciąż głupieję jak widzę war-target,
bo zamiast ustawić się w prostej linii i lecieć ostrzeliwując się (taktyka
podla-drakeów) to ja zachciałem go złapać z opuszczonymi spodniami (tj. w
weby). I... ZŁAPAŁEM! Ale cynabal to nie fregata, więc mi smyrgnął bez tarcz,
skubaniec szybko zaczął odbijać. A potem przyleciało 20 innych minmatarów i po
chwili kłócili się o to, kto zabrał to co zostało z mego wraku...
A moja percepcja?
Otóż, podejmując decyzję skoku przez wrota, nie zwróciłem uwagi, że jeden z
corp-mateów zaoferował, że podleci blackbirdem z drugiej strony, by zajammować
ewentualnego wroga, który unieruchomi mnie...
Cóż. Luzik. Byłem
ubezpieczony ;)
Coercer. Na
BOGA AMARRU!! Ja się tu męczę z drogimi/tanimi frigami, tracę je, a nie
zwróciłem uwagi jakie fajne może być latanie destroyerem. Mam skille
(destroyery na 4, za to small pulse lasers specjalizacja na 5, a i gunnery
lepsze niż kiedys) więc zbudowałem sobie
taki jeden za cenę 1/5 tego co ładuję do hookbilla czy hawk'a i widząc ponad
200 DPS na zasięgu ponad 14 km... hajda w tany!!
Toto rżnie przez
plexy, medium plexy i przy odrobinie finezji nawet i major plexy jak nóż przez
masło. Więc musiałem sprawdzić coercera w pvp. Okazja nadażyła się wczoraj.
Całość można określić jako "sprzęt dobry, podejście dobre, ale mam coś z
percepcją". Dałem się złapać fregacie klasy Incurus.
Na minor complexie, by nie było najazdu jakiś większych statków, najpierw ja
próbowałem łapać - uciekał, więc dałem sobie spokój (ten destroyer nie ma
miejsca na to by założyć warp disruptor, czyli nie złapię i i nie
przytrzymam...) i czekałem, aż on będzie chciał walczyć. W międzyczasie, w
kilka sekund załatwiełem minmatarskich NPCów. Gdy Incursus zaczął się zbliżać,
przycelowałem go wstępnie, ustawiłem w przegrzanie działka i...
Bajka z cyklu dwóch lamerów spotyka się w przestrzeni
Gdy on się zbliżył -
założył mi web,a. Ja, mając pogrupowane działka po 4 sztuki, miałem włożone
szkiełka dalekiego zasięgu typu Scorch.
No i daję. Zeszły mu tarcze, zbliżył się szybko i zaczął orać moje tarcze, więc
ja będąc tylko zwebowany - nie wyłączałem MWD i z łatwością mu odskoczyłem -
moje działka pruły mu armor, potem strukturę...
... YEAH!!! Koleś,
tylko mi nie uciekaj!! (nie miałem przecież punkta). Patrzę jak zahipnotyzowany
na to jak spada mu struktura, już się cieszę, że będzie killmail, na localu
pusto, w systemie tylko nas dwóch, jeszcze jeden strzał i po zabawie...
... JEDEN STRZAŁ...
WTF???
... Nie pada. Patrzę
na zasięg - jest, przycelowany - też jest, nie ucieka mi nawet...
...w tym momencie
zauważyłem smętną czerń pokrywającą wszystkie moje lasery.
CHOLERNY
OVERHEAT!!!! Tym razem tak się spiąłem by pamiętać o przegrzaniu, że
zapomniałem tego kontrolować. I spaliłem. Na "głębokiej strukturze".
Więc, fuck, koniec walki - tym bardziej, że on już jest w połowie mojej zbroi.
Damn, jeszcze mnie rozwali - więc automatem, align na jakiś punkt, przegrzanie
MWD by wyjść z zasięgu i wreszcie warpować...
...już zacząłem to
robić, gdy dotarło do mnie oczywiste: on założył na mnie tylko weba. BEZ
punkta, BEZ warp scramblera. NIC :)
Spokojnie więc
wybrałem sobie safe'spota i... odwarpowałem. GF GF na localu i poleciałem
naprawić mój dzielny, spalony niszczyciel.
FUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUU......
Killmail poszedł się... Oczywiście, minmatarczyk również zniknął. Gdy wróciłem,
mając nikłą nadzieję, że może się naprawił i będzie czekał na plexie i będzie
runda druga... Niestety. Do końca wieczora było nudno.
Eh.... Moja
percepcja w stresie walki sprowadza się do widzenia tunelowego. Muszę
poprzestawiać sobie ekran by mieć wszystko w tym jednym polu mej percepcji....
Generalnie, ja chcę tak:
Komentarze
Prześlij komentarz