i co dalej?

Przetrzymałem nawał hype'owy związany z Modern Warfare 2. Ba, nawet się na to obraziłem. Przez cały czas żyłem w błogiej nieświadomości, i nie wiedziałem, że w wersjach konsolowych multiplayer jest tylko na 18 graczy max. Byłem przekonany, że wzorem innych gier - będzie to standardowe 32 graczy, i że 9vs9 dotknął tylko PeCetowców.
Bo ja nie lubię gier z małą ilością ludzi. Trochę mnie to przeraża - im mniej ludzi w oddziale, tym większa odpowiedzialność :-) Oczywiście, nie jest tak źle ze mną, bym unikał małych meczy. Najfajniej grąło mi się ostatnio w SOCOM'a gdzie, na duuuużej mapie Crossroads, w nocnych warunkach grałem 6 vs 8. Które w pewnym momencie przerodziło się w potyczkę 3 vs 5. I ja byłem jednym z tych 3. I... wygraliśmy! Nie jeden, a 3 mecze pod rząd. Nie powiem, bosko było. Jak sobie to przypomnę i porównam z gehenną ciągłych respawnów w mechach 16 vs 16, to zaczynam przekonywać się do MW2. Pociąga mnie mimo wszystko "najlepsza na świecie liga multi", która była w MW, jak twierdzą stali wyjadacze multi gier (i to ludzie, którzy trochę czasu zainwestowali również w Killzone 2).
Już uzbrojony w to przekonanie, w przeddzień premiery MW2, przerwałem na chwilę zmagania z Almą (o tym zaraz) i odpaliłem... Battlefield 1943. Mapa lotnicza, jako, że sprawdziłem też demko IŁ 2 Szturmowik - i zapałałem chęcią polatania. Ku memu zdziwieniu, trafiałem na mecze o niepełnej obsadzie ludzi - latało się nawet 4 vs 3..6, różnie. I tu znowu się przekonałem, że daję radę lepiej - mniej przypadkowych zestrzeleń i więcej punktów za ciekawsze akcje na własnym koncie. Mimo tego, chłodno podszedłem do widoku MW2 na półce w Empiku. Ale już informacja o weekendowej sprzedaży MW2 w Real'u za 159 zeta (vs 199 zł albo nawet 239 zł z empika?) okazała się elektryzującą.
Andrzej po wysłaniu kontrolnego sms'a "i co, kupiłeś MW2?" stwierdził, że kupi, ale po tym jak skończy FEAR2. Przyznałem mu rację, tym bardziej, że jest dwa poziomy za mną :D I wbrew obiegowej opinii, że jestem osobą "która nigdy nie kończy gier" FEARa prawie kończę. Gra ma długi, 12to godzinny gameplay, i zwiedzamy 14 poziomów. Wczoraj, po północy rozpocząłem... 13ty !! Już jestem w ogródku i witam się z gąską!
Leząc sobie ostatnio przez miasto, wzrok mój przykuł napis "Alma Delikatesy". Ciarki mi po grzbiecie przeleciały, bowiem Alma to anty-bohaterka FEAR2. Największe zło z jakim zmierzyć się musimy. "Delikatesy" natomiast skojarzyły mi się jednoznacznie z rzeźnią i filmem "Delikattessen" (o kanibalach ;-)) Przebitka z krwią pokrytych ścian (z gry) i rozglądając się nerwowo, unikając kontaktu wzrokowego z innymi ludźmi - czmycham na drugą stronę ulicy.
MW2 jak MW2, a na półce czeka stary (Bioshock) i nowy (Resistance 2) nabytek. Klimatem oba mocno podobne do Fear2 (to nie tylko strach i mutacja, ale też zniszczone miasto). Obiecałem sobie też, że zaatakuję SOCOM'a, w którego tak naprawdę się nie nagrałem. By tego było mało, pojawiła się możliwość zapisu do testowania bety Battlefield Bad Company 2. A jedynka leży w sklepie cenie niskiej (za 75 zł widziałem) i też kusi (singlem i multiplayerem na 24 ludków, mocno, bardzo mocno przypominającym BF1943). A wygląda to tak:
http://badcompany.ea.com/media/mediaid/166880/
I co dalej? Osiołkowi w żołby dano...

Komentarze

  1. wyprawa do Reala zakończyła się sukcesem - MW2 w mega wypaśnej cenie 159!!! Zakosztowałem troszku kampanii. Miodnie, ale sterowanie ciut inne niż w FEAR2. Odkładam na chwilę - skończę tylko stracha...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Martwa przestrzeń...

Umarła Vita, niech żyje Vita!

Fallout - jak to się zaczęło