Strach

First Encounter Assault Recon.
Fakt, trochę demko FEAR2 pojechałem, ale przypadek sprawił, że gra wpadła mi w ręce. I powiem, że wciąga jak bagno.

W jakiejś recenzji wyczytałem, że gra nie straszy jak kiedyś. I pewnie to mnie nastawiło trochę anty. Na szczęście, mimo, że byłem przygotowany na niespodzianki, bo kiedyś grałem w FEARa jedynkę, to powiem, że przy pierwszym kontakcie z dwójką bym popuścił. Ze strachu nawet.

Gram na słuchawach Hifi z włączonym słuchawkowym surroundem. Z początku nie mogłem się przyzwyczaić do tych ledwo słyszalnych szeptów i płaczów - myślałem, że to mi dziecko się obudziło. A jednak, to była gra. I się zaczęło. Andrzej-Asceron, który FEAR2 zaczął też - od razu stwierdził, że bez paczki pampersów do gry nie siada.

By nie spoilować - nie napiszę nic więcej o tym co się dzieje w grze :) Dość powiedzieć, że rzadko mam tyle samozaparcia by ciągnąć jakąś single-kampanię. Udało mi się to w KZ2 gdzie "prawie" grę ukończyłem. W FEAR2 zbliżam się do półmetka. Gra jest dłuższa niż Killzone 2 - zamiast 9ciu, jest aż 14ście poziomów. Tu również są liniowe, choć jak się przekonałem - nie zawsze coś trzeba zniszczyć - można to ominąć. Fabularnie - wciąga jak cholera, bo nie wiadomo co się dzieje. To thriller. Horror czasami i to taki, że ciśnienie skacze. Kierujemy kolesiem z oddziału specjalnego, który razem z kumplami zostali wysłani po odbicie zakładniczki. I jak każdy plan - ich plan nie wytrzymuje kontaktu z wrogiem. A zaczyna się już w jadącym na miejsce APC, gdzie nasz bohater dostaje pierwszą wizję od Almy... (kto nie wie - coś, z jedynki. Teraz starsze, wygląda jak toto jak upiór z "the Ring").

Nie jest tak, że brodzimy po kolana we krwi. To nie jest gore a'la Dead Space, Silent Hill czy survival horror a'la Resident Evil czy Siren: Blood Curse. Tu głównie walczymy z uzbrojonymi ochroniarzami i żołnierzami organizacji, która porwała nam zakładniczkę. Stopniowo, akcja się komplikuje. W rzadkich chwilach spokoju zapoznajemy się z porzuconymi tu i ówdzie zapiskami, notatkami. A to buduje obraz świata. Przyznam się, że u progu 7mej misji nadal nie jest dla mnie jasne o co chodzi. I dobrze, bo chciałbym wiedzieć :-)

Graficznie - jest bardziej w kierunku Killzone 2 niż np takiego Wolfensteina. Jest i pył, i fizyka, postać jak idzie to się kołysze, przeskakuje zgrabnie przez przeszkody, czuć ciężar broni (choć nie tak jak w KZ). Mamy ciut więcej opcji - aż 4 rodzaje broni, plus 4 rodzaje granatów i min. Do tego przyłożenie z kolby, lub z nogi. Scenki przerywnikowe są zintegrowane z grą, czasem nie wiadomo czy już można lub wręcz trzeba grać, czy to jeszcze film. A woda wygląda bosko. Szczególnie gdy leży w niej kawał kabla i widać wyładowania... Ogień. Napalm jest wściekły. Można też podpalić otoczenie i siebie. Jest morderczo, bo zdrowie się nie odnawia. Są apteczki.

I te szepty...

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Martwa przestrzeń...

Umarła Vita, niech żyje Vita!

Fallout - jak to się zaczęło