Jak grać gdy czasu brak

Do napisania tego posta natchnęła mnie krótka dyskusja ze Skipperem na temat ewentualnego powrotu do Eve Online. Eve przez swój model biznesowy płać by grać powodował, że jak już zapłaciłem - to chęć grania była na poły "ponaglana" potrzebą grania (gram, bo zapłaciłem). Miało to ten negatywny efekt, że było przyczyną... yhm... konfliktów (w domu: znów non-stop grasz w tę grę!!!). Oczywiście, z czasem wszystko łagodniało i uspokajało się, ale efekt najarania-zapłacenia-spędzania każdej wolnej chwili na Eve początkowo robił niepotrzebny dym.


Bo niestety - ja mam tak, że jak już płacę, to wolę grać. A jak mi się nie chce grać - to nie płacę, bo po co. Stan pośredni - pt. kupiłem, zapłaciłem, grać mi się nie chce pomijam milczeniem. Staram się tego unikać, bo wiem jak będzie.

W sukurs przychodzi konsola. W grach singleplayerowych ciśnienie na granie jest zerowe - to oczywista oczywistość. W multiplayerach natomiast, szczególnie w przypadku umawiania się na grę jest o tyle fajnie, że mecze nie są długie. Ba, w sytuacjach krytycznych można przerwać i "w pół strzału" by nie stracić nic, poza paroma punktami exp czy zwiększaniem się statystki "early quit". Realnie, wartość multiplayerów konsolowych polega na chwilowej przyjemności ze wspólnego grania, gdzie efekty tego grania spadają na dalszy plan. W Eve tego nie ma. Raz - płaci się za czas gry, dwa - w grze "czas to pieniądz". Zły moment na disconnecta i tracimy naprawdę dużo pieniądza. Co odbija się na własnym samopoczuciu (wkurw) oraz otoczeniu (odreagowanie). By nie zabrzmiało to jak abstrakcja, przytoczę tylko, że na  statek do walki trzeba poświęcić dużo godzin farmienia, a potem gdy przyjdzie co do czego - łatwo to stracić. Granie (moje) w Eve to było naprawdę fajne uczucie, niestety czasożerne.

Tymczasem - wolność (od jarzma czasowego) lub wręcz dowolność - kiedy, jak i na jakich warunkach sobie pograć - to daje konsola. Teraz, po czasie to widzę. Tym bardziej ostatnio, gdy realnie cierpię na brak czasu. Mecze w BF4 wychodzą średnio 2-3 razy na tydzień. Sobotnim porankiem mogę sobie godzinkę-dwie pograć w singlowego Far Cry 4 i jest pięknie. Gdy jeszcze TV w ciągu dnia jest wolny - siup, krótka gra, wyłączamy konsolę (która ma nowy bajer - instant on/off gry, który wszedł niedawno) i możemy zająć się czymkolwiek innym. Przy okazji tip - daj żonie tablet + ipla lub hbogo i kłopot z wieczornym zajęciem TV - z głowy! ;-)

Nawet, gdy umawiamy się z kimś na grę - i niestety nie dane jest na pograć - tragedii nie ma. Wszyscy wiedzą, że real life first.

Reasumując - klima z Eve jest mega i ciągnie mnie wciąż, bo jednak kawał życia w grze spędziłem. Na co liczę teraz? Na EvE Valkyrie - mam nadzieję, że projekt wypali. Choć mam też przeczucie, że może być jak zwykle. Dust 514 został na PS3, w kontekście shootera z tego świata mowa jest o EvE Legion (na PC). Pytanie czy projekt wypali? I drugie pytanie, po co tworzyć nową markę, zamiast dopracować już istniejącą (Dust) i przenieść ją na inne, nowocześniejsze platformy? Eve przecież jest rozwijane od lat. Sam Dust - dopicowanie go nie musi być wielką rewolucją, a na nowych konsolach gra błyszczałaby tak, jak miała błyszczeć. Niestety, obawiam się, że nic z tego nie będzie...

Wracając do rzeczywistości - póki co, mam wesołą kompaniję do grania meczowego, na horyzoncie zbliża się Wiesiek 3, a na dalszym horyzoncie - Star Wars Battlefront, w którego wesoła kompanija powiększona o Skippera grać będzie. Bo to w końcu DICE :)

Tym optymistycznym akcentem się żegnam i odpalam BF!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Umarła Vita, niech żyje Vita!

Fallout - jak to się zaczęło

Zróbmy sobie grę