Gra drużynowa

W piątek, drużyna DADS w składzie prawie pełnym (brakowało Ascherona), tj. 5 osób czasem rządziła, a czasem bawiła się po prostu świetnie! Jest coś fajnego w tym, że idzie się w ramię ramię do walki, skupia się razem na celu i te cele osiąga. W BF4 mamy to teraz na bieżąco: zwołujemy się na WhatsApp, włączamy konsole, grę, robimy imprezę i do boju. W rozmowach, poza okazjonalnymi żartami, skupiamy się na celach - głównych, pobocznych, sytuacji taktycznej. Padają często gęsto informacje co i kto i gdzie jest, czasem prośby o rozkazy, a czasem sarkanie na dowódcę lub ochrzan to jednego, to drugiego ;) To nazywam multiplayerem.



*

Pamiętam jak dorwaliśmy dawno dawno temu, w erze SOCOM Confrontation. Gra wydała nam się tym, czego od dawna szukaliśmy: taktyczny shooter. W głowach mieliśmy jeszcze nieszczęsne Killzone 2, z jego rzezią i beznadziejnym systemem komunikacji. Raz działał, raz nie, gówno było ogólnie słychać. SOCOM pokazał się od jak najlepszej strony - nie dość, że gra wspierała komunikację w zespole, to jeszcze było słychać rozmowy na zewnątrz, w środowisku gry! Rozwiązanie genialne. Gdy obczajaliśmy z Ascheronem grę pierwszy raz, zrobiliśmy rozgrywkę 1vs1 i by pogadać, trzeba było spotkać się na rynku, w odległości paru metrów. Asch spytał się co i jak, jak zmieniać camo, jaka broń najlepsza i takie tam pierdoły. A potem mnie zastrzelił! Z lepszych kwiatków, to full profeska, gramy z obcokrajowcami, tactical voice comms w eterze, i ja, bohater ostatniej akcji rzucam granat. Jakiś metr ode mnie... i od pozostałych 5 członków oddziału. SOCOM miał na stałe włączone friendly fire, więc co się wtedy nasłuchałem - sarkanie w kilku językach ;) Ascheron do tej pory mi to wypomina, szczególnie, gdy ostatnio owiał go płomień mojego granatu zapalającego M34.

*

Nie zapomnę jak ze Skipperem zachłysnęliśmy się betą M.A.G. Z początkowego chaosu (128 vs 128 graczy) powoli wyłaniał się porządek. Ogarnięci dowódcy prowadzili swoje oddziały w oparciu o sytuację na polu bitwy, własne wyczucie i sensowne taktyczne komunikaty od pozostałych członków oddziału. Potem, w pełnej wersji gry było jeszcze lepiej. O ile dobrze pamiętam, to MAG był jedyną grą, która pokazywała symbol słuchawek z mikrofonem bezpośrednio przy znaczniku żołnierza na polu bitwy: powiedzenie "do mnie!" nabierało pełniejszego znaczenia. Rzut oka i wiadomo było co się dzieje. Choć pamiętam, z czasów gdy dołączałem się głównie do randomowych graczy, dowódcę milczka, gdy tymczasem cały squad był rozgadany. Ale, oddział parł do przodu, dowódca był ogarnięty nad wyraz i wyznaczał cele. Było parę prób zdjęcia go z dowództwa ("bo nic nie mówi!!!") do czasu, gdy jakiś koleś powiedział: "spokojnie, to japończyk, ledwo duka po angielsku, ale nas rozumie. Grałem już z nim, niezły jest."). I rzeczywiście - był. A potem spotkałem chłopaków z klanów PL (Valor) oraz PL" (SVER) i gra w pełni teamowa rozgorzała na dobre, na parę długich miesięcy! To zupełnie zmieniło moje odczucia związane z MAG - gra pokazała cały swój potencjał, pokazała jak ze zgraniem między drużynami i plutonami dochodzi do sensownego przejmowania i utrzymywania celów na polu bitwy. Było miodnie! Gdy skończył się MAG, przenieśliśmy się z kilkoma osobami do Battlefielda 3 (o czym dałem wyraz tu: gra z chłopakami ze Śląska).

*

Osobną sprawą jest gra teamowa w Eve Online, ale o niej to już pisałem bardzo dużo, pisząc o swoich przygodach w 30plus, PNNH, Voodoo oraz Kozie. W przypadku shooterów, był niewykorzystany potencjał w formie Dust 514. Czemu niewykorzystany? Albowiem, gra nie była tym, czym zapowiadano, że ma być. Wśród randomowych graczy, odwrotnie niż w MAG, headsety były rzadkością, a w zorganizowanej drużynie nie dane mi było pograć. Co mi utkwiło w pamięci, to chaos. Gra wyszła za późno, w dobie Battlefielda 3 - było po prostu kiepsko.

Za to BF3 - z jego systemem rozkazów, predefiniowanych komunikatów i bardzo dobrego wsparcia komunikacji głosowej był grą, która wyznaczała nowe kierunki w temacie gry drużynowej. System ten praktycznie został przeniesiony w całości do BF4. A następnie - unowocześniony (dołączanie commandera na tablecie może zmienić niekiedy przebieg bitwy i to znacznie).

*

Początki w BF4 wpierw były fajne - bo drużyna grała razem, na PS3. Potem, po częściowej migracji DADS na nową platformę, wszystko się rozsypało. Tak, szukałem drużyn, z którymi można było pograć (HLEB), choć nie zawsze była to gra drużynowa ;) By nie demonizować - drużynowej było dużo, a i pogadać można było (hi, Skywalker!). Dopiero teraz jednak, wśród pryków takich samych jak ja (DADS!) czuję, że jest naprawdę zgranie.



Z naszych wyczynów w czwartkowy wieczór najbardziej utkwiły mi walki o punkt Alfa w Gigantach z Karelii, czego fragment możecie zobaczyć w filmie poniżej. Wróg nasyłał na nas nieskończone zagony pancerne, a my nieskończenie cierpliwie mu te zagony przetrzebialiśmy. A na mapie Hangar 21 - zaciekłe walki o garaż przy punkcie Foxtrot: chłopaki sypali danymi o sytuacji taktycznej, w czym przodował Ziobro. I nawet Maciek ogarnął wreszcie swój wywiad, bo wcześniej różnie z tym bywało:

  • M: "lećmy na punkt Delta, tam jest pusto, nikogo nie ma, możemy zdobyć."  
  • ja: "OK. ....[chwilę później]: Coś słaby ten twój wywiad, tu się roi od wrogów!!"

Film - materiał bardzo surowy, i jeszcze mi nagrywanie szwankowało, bo impreza nagrała się jednostronnie :/ niemniej, zdecydowałem się zamieścić, bo widać, jak razem działamy.


Hooah!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Umarła Vita, niech żyje Vita!

Fallout - jak to się zaczęło

Zróbmy sobie grę