To nie tak miało być
Znalazłem metodę na szybkie zarobienie kasy w EvE Online: eksploracje w hi-seku! A mianowicie wykonywanie combat siteów klasyfikowanych przez DED jako unrated 1/10..4/10. Okazało się, że często gęsto pojawiają się tam deadspace'wi piraci, którzy mają w ładowniach drogie przedmioty.
Pierwsze podejście było bardziej niż owocne! Zarobiłem jakieś 180 mil, co już było zajebiste. Następnego dnia poszło gorzej, ale 4h skończyły się zarobkiem 70 mil (mowa o hisec). Trzeciego dnia szybko zrobiłem wyeskalowane ekspedycje i po godzinie byłem bogatrzy o 25 baniek. Postawiony wcześniej cel - 250 mil - został ukończony z nawiązką!
Postanowiłem coś z tym zrobić. Wpierw polatałem interceptorem po systemach między Jita i Amarrem, skacząc również w kierunku pobliskich low-seków i szukając kogoś z flagą suspect by mu wklepać. W pewnym momencie skoczyłem do systemu Tama (low-sec) gdzie na bramie przywitał mnie błyskający na czerwono dramiel w towarzystwie exequora. Spokojnie zawróciłem mojego interceptora, doleciałem do wrót i w momencie gdy zalockował mnie dramiel - wyskoczyłem z powrotem do hisec.
Postanowiłem tam wrócić - ale moim Curse i dać do wiwatu obu zawodnikom. Pomysł był dobry, gdyby nie to, że byłem naprawdę zmęczony. Gdy dockowałem do stacji, zauważyłem, że jakies 50 km przed nią wisi sobie battlecruiser Brutix z flagą suspecta. Postanowiłem zmienić plan.
I to był BARDZO GŁUPI POMYSŁ.
Szybko przefitowałem cursa zostawiając na stacji drogi Sisters Core Probe Launcher oraz cloak, w zamian za to kupiłem dwie wyrzutnie pocisków (Light Missile T2), a stację obok - naręcze pocisków. I wydokowałem.
I...
I zamiast polecieć po te pociski i polecić na piracki gate camp w Tama (taki był plan), ja jak głupi rzuciłem się na brutixa, bo stwierdziłem - że łatwy cel, i że moje drony i neuty będą wystarczające.
No i początkowo było ok.
Brutix ładnie padał pod naciskiem moich dron i neutów. Tyle, że.. zmęczenie. Nie zwróciłem uwagi, że kończy mi się capacitor. Wszystko pogasło, brutix, który był w połowie armora nagle śmignął w zasięg dokowania stacji i zniknął wewnątrz. Ja z rozpędu załadowałem capacitor i wrzuciłem wyższy bieg (MWD) i zbliżyłem się do undock range stacji... za szybko. W tym czasie brutix wydockował. Złapaliśmy się nawzajem, i zaczął mnie kroić szybciej niż ja jego.
Tym razem, wiedziałem by dbać o ładunki mojego kondensatora.
Tyle, że zapomniałem samemu zadockować. Brutix to zrobił i był odnowiony. Ale nie, ja musiałem "wygrać!". Ustawiłem się w alignie na jakiś obiekt i zacząłem ostro pompować jego energię, czekając aż wyjdę z zasięgu jego scrambla. I wyszedłem! Ustawiłem się na orbicie, dusząc go neutami i dronami latałem sobie wesoło w kółko, patrząc czy mi starcza energii.
Tak się zapatrzyłem, że nie zwróciłem uwagi, że wydockowały dwa guardiany, które zaczęły w szybkim tempie naprawiać kolesia. Z wrażenia, znów wpadłem w zasięg jego scrambla, padło mi MWD i zaczęło być... nieciekawie. Znów próbowałem odskoczyć - szło to powoli, więc stwierdziłem, że dockuję w stacji. Jak się wreszcie obróciłem - zobaczyłem, że stacja jest całe 28 km dalej. I jeszcze...
...pomyślałem, że przecież nie zadockuję bo mam aggro! I odwróciłem się z powrotem do jakiejś planety by odskoczyć. Ehhh... mój zmęczony mózg pomylił stację z wrotami. A tarcza spadła mi bardzo szybko, i zaczął padać pancerz. Odskoczyłem, a jakże! Ale nie dało się włączyć MWD (the capacitor is empty!!!) i do tegoo skończyły się ładunki w kargo. Zanim otwarłem puszkę, w której miałem pozostałe ładunki dla kondensatora (niby o 1 więcej niż w samym kargo) to straciłem cenne sekundy. Wystarczyło by brutix doskoczył i założył scrambla ponownie.
I było pozamiatane.
Na domiar złego, coś nie zadziałało z warpem i sieknął mi kapsułę.
Byłem 250 baniek w plecy (ubezpieczenie zwróciło mi jedynie koszt implantów...). Strasznie się wkurzyłem, oj strasznie!!!
Stwierdziłem, że muszę się jakoś... na kimś... zemścić!!! Padło na mission runnerów. Ale na szczęście nie popełniłem drugiego błędu i zadowoliłem się kupieniem fregaty skanującej oraz fregaty atakującej, znalazłem trzy sygnatury i polatałem, strasząc misjonarzy. Ku memu smutkowi, szybko ukrywali swoje MTU (mobile tracktor units) - miałem strzelać w ten sprzęt do automatycznego ściągania wraków, po to by dostać flagę suspect i być postrzelonym przez wnerwionego misjonarza. Nic takiego się nie stało. Pouciekali po prostu. A jako, że było już późno - odpuściłem sobie dalszą grę tego wieczora. Bo czułem, że nawet gdyby - to wrócili by w fitach pvp i dostałbym kolejne cięgi.
*
Potem przemyślałem całą sprawę i stwierdziłem, że z tym brutixem dałem się podejść jak dziecko. Że zmieniłem plan, startując w częściowo uzbrojonym statku na przeciwnika, którego posądzałem o niefrasobliwość (suspect, 50 km od stacji... ), a on czekał. A ja wystartowałem bez planu. Jago "padanie" i poddawanie się wysysaniu energii było udawane. On na sto procent miał capcitor booster, tylko go nie używał, by uwierzył, że jest słaby. I jego wyskok ze stacji - też był dobry. Wyskoczył z odnowioną tarczą i częściowo uszkodzoną zbroją. Ehh.. .kretyn ze mnie, bo od kiedy to suspekt wyskakuje by dać się zabić? Tylko wtedy gdy chce przekonać ofiarę do walki. Tak jak zamierzałem zrobić z mission runnerami.
Porażka kosztowała mnie to co zarobiłem i dumę, bo curse'a nigdy nie straciłem! A pod to już kompletna porażka.
*
No nic. Co mnie nie zabije, to mnie wzmocni. I muszę poracować nad zachowaniem zimnej krwi w czasie walk. Już ja coś wymyślę!
Fly dangerous!
Pierwsze podejście było bardziej niż owocne! Zarobiłem jakieś 180 mil, co już było zajebiste. Następnego dnia poszło gorzej, ale 4h skończyły się zarobkiem 70 mil (mowa o hisec). Trzeciego dnia szybko zrobiłem wyeskalowane ekspedycje i po godzinie byłem bogatrzy o 25 baniek. Postawiony wcześniej cel - 250 mil - został ukończony z nawiązką!
Postanowiłem coś z tym zrobić. Wpierw polatałem interceptorem po systemach między Jita i Amarrem, skacząc również w kierunku pobliskich low-seków i szukając kogoś z flagą suspect by mu wklepać. W pewnym momencie skoczyłem do systemu Tama (low-sec) gdzie na bramie przywitał mnie błyskający na czerwono dramiel w towarzystwie exequora. Spokojnie zawróciłem mojego interceptora, doleciałem do wrót i w momencie gdy zalockował mnie dramiel - wyskoczyłem z powrotem do hisec.
Postanowiłem tam wrócić - ale moim Curse i dać do wiwatu obu zawodnikom. Pomysł był dobry, gdyby nie to, że byłem naprawdę zmęczony. Gdy dockowałem do stacji, zauważyłem, że jakies 50 km przed nią wisi sobie battlecruiser Brutix z flagą suspecta. Postanowiłem zmienić plan.
I to był BARDZO GŁUPI POMYSŁ.
Szybko przefitowałem cursa zostawiając na stacji drogi Sisters Core Probe Launcher oraz cloak, w zamian za to kupiłem dwie wyrzutnie pocisków (Light Missile T2), a stację obok - naręcze pocisków. I wydokowałem.
I...
I zamiast polecieć po te pociski i polecić na piracki gate camp w Tama (taki był plan), ja jak głupi rzuciłem się na brutixa, bo stwierdziłem - że łatwy cel, i że moje drony i neuty będą wystarczające.
No i początkowo było ok.
Brutix ładnie padał pod naciskiem moich dron i neutów. Tyle, że.. zmęczenie. Nie zwróciłem uwagi, że kończy mi się capacitor. Wszystko pogasło, brutix, który był w połowie armora nagle śmignął w zasięg dokowania stacji i zniknął wewnątrz. Ja z rozpędu załadowałem capacitor i wrzuciłem wyższy bieg (MWD) i zbliżyłem się do undock range stacji... za szybko. W tym czasie brutix wydockował. Złapaliśmy się nawzajem, i zaczął mnie kroić szybciej niż ja jego.
Tym razem, wiedziałem by dbać o ładunki mojego kondensatora.
Tyle, że zapomniałem samemu zadockować. Brutix to zrobił i był odnowiony. Ale nie, ja musiałem "wygrać!". Ustawiłem się w alignie na jakiś obiekt i zacząłem ostro pompować jego energię, czekając aż wyjdę z zasięgu jego scrambla. I wyszedłem! Ustawiłem się na orbicie, dusząc go neutami i dronami latałem sobie wesoło w kółko, patrząc czy mi starcza energii.
Tak się zapatrzyłem, że nie zwróciłem uwagi, że wydockowały dwa guardiany, które zaczęły w szybkim tempie naprawiać kolesia. Z wrażenia, znów wpadłem w zasięg jego scrambla, padło mi MWD i zaczęło być... nieciekawie. Znów próbowałem odskoczyć - szło to powoli, więc stwierdziłem, że dockuję w stacji. Jak się wreszcie obróciłem - zobaczyłem, że stacja jest całe 28 km dalej. I jeszcze...
...pomyślałem, że przecież nie zadockuję bo mam aggro! I odwróciłem się z powrotem do jakiejś planety by odskoczyć. Ehhh... mój zmęczony mózg pomylił stację z wrotami. A tarcza spadła mi bardzo szybko, i zaczął padać pancerz. Odskoczyłem, a jakże! Ale nie dało się włączyć MWD (the capacitor is empty!!!) i do tegoo skończyły się ładunki w kargo. Zanim otwarłem puszkę, w której miałem pozostałe ładunki dla kondensatora (niby o 1 więcej niż w samym kargo) to straciłem cenne sekundy. Wystarczyło by brutix doskoczył i założył scrambla ponownie.
I było pozamiatane.
Na domiar złego, coś nie zadziałało z warpem i sieknął mi kapsułę.
Byłem 250 baniek w plecy (ubezpieczenie zwróciło mi jedynie koszt implantów...). Strasznie się wkurzyłem, oj strasznie!!!
Stwierdziłem, że muszę się jakoś... na kimś... zemścić!!! Padło na mission runnerów. Ale na szczęście nie popełniłem drugiego błędu i zadowoliłem się kupieniem fregaty skanującej oraz fregaty atakującej, znalazłem trzy sygnatury i polatałem, strasząc misjonarzy. Ku memu smutkowi, szybko ukrywali swoje MTU (mobile tracktor units) - miałem strzelać w ten sprzęt do automatycznego ściągania wraków, po to by dostać flagę suspect i być postrzelonym przez wnerwionego misjonarza. Nic takiego się nie stało. Pouciekali po prostu. A jako, że było już późno - odpuściłem sobie dalszą grę tego wieczora. Bo czułem, że nawet gdyby - to wrócili by w fitach pvp i dostałbym kolejne cięgi.
*
Potem przemyślałem całą sprawę i stwierdziłem, że z tym brutixem dałem się podejść jak dziecko. Że zmieniłem plan, startując w częściowo uzbrojonym statku na przeciwnika, którego posądzałem o niefrasobliwość (suspect, 50 km od stacji... ), a on czekał. A ja wystartowałem bez planu. Jago "padanie" i poddawanie się wysysaniu energii było udawane. On na sto procent miał capcitor booster, tylko go nie używał, by uwierzył, że jest słaby. I jego wyskok ze stacji - też był dobry. Wyskoczył z odnowioną tarczą i częściowo uszkodzoną zbroją. Ehh.. .kretyn ze mnie, bo od kiedy to suspekt wyskakuje by dać się zabić? Tylko wtedy gdy chce przekonać ofiarę do walki. Tak jak zamierzałem zrobić z mission runnerami.
Porażka kosztowała mnie to co zarobiłem i dumę, bo curse'a nigdy nie straciłem! A pod to już kompletna porażka.
*
No nic. Co mnie nie zabije, to mnie wzmocni. I muszę poracować nad zachowaniem zimnej krwi w czasie walk. Już ja coś wymyślę!
Fly dangerous!
No cóz, widać, że wypadłeś z obiegu. Trzeba się znów wdrożyć w klimat. Ale przynajmniej - dzieje się! Już nie mogę się doczekać kiedy będę mógł latać.
OdpowiedzUsuńWięcej takich postów - podgrzewają temperaturę.
Masz u mnie linka :)
OdpowiedzUsuńwow :) fajną inicjatywę prowadzisz! Przeczytałem z zainteresowaniem posta i wpinam Twój blog w moją blogosferę.
Usuń