3,5 raza!

Włóczyłem się moim drejkiem w okolicy pirackiej, długo, w poszukiwaniu celu, którego nie było, aż dotarłem do systemu Hulmate. Tam, udałem się na stację, by sobie zadokować i odpocząć chwilę. Na podejściu do portu, minąłem się z fregatą typu Kestrel. Niestety, procedury dokowania nie dało się przerwać, więc natychmiast po pojawieniu się wnętrza stacji wdusiłem przycisk "undock" i po chwili byłem na zewnątrz. Kestrel jeszcze tam był, ale gdy dostał lock'a, a potem serię z pocisków typu precision zadokował w stacji.

No tak.. po zabawie. Zadokowałem i ja.

Po chwili wracam, widzę, że pilota kestrela nie ma w stacji, więc ja szybko - out!! Był jak przypuszczałem na zewnątrz. Stawiał cynosural field, portal przez który za chwilę przeskoczy jakiś duży statek klasy dreadnot, lotniskowiec albo potężny jumpfreighter - frachtowiec wykorzystujący technikę skoków w przestrzeni. Cyno - jak cyno, ale kestrel, z braku laku i jako, że mi uciekł, musi być mój!

Kreeew!!!! Aaaargh!!!! Lock, warp disruptem go, pociski poszły, a ja pełną parą mojego napędu MWD leciałem wprost na niego by go wybić z jego pozycji (zakładałem, że może znów próbować zadokować w stacji). Ale nie, on pozostał na pozycji. Cynosural field też. Po chwili błysło i pojawił się lotniskowiec typu Archon. Wow! Kestrel zginął (killmail), a ja przez chwilę rozważałem atak na potężny statek... zalokowałem go, ale dałem sobie spokój. Działa stacji mocno już popsuły moje tarcze, ewentualna pomoc była za daleko by dolecieć i pewnie archon po chwili zadokowałby bezpiecznie w stacji.

Odleciałem więc w siną dal.

*

W okolicy kręcił się Miura Bull... uznałem, że muszę go dopaść i nawet jak mi fregatą rozwali battlecruiser, nie będzie to ujma, bo to jeden z najlepszych pvp'erów w EvE. Ale nie udało się.

Zamiast tego, przydybałem jakiegoś nieostrożnego noob'a (killmail), któremu oszczędziłem wspaniałomyślnie kapsułę, a ten po chwili ze mną zagadał. Tu włączył się mój wewnętrzny trener i sprzedałem temu młodemu pilotowi wiele porad, dałem namiary na dwa blogi, które powinien zacząć czytać oraz poleciłem się na przyszłość, co potwierdził - dodając mnie do kontaktów z excellent standingiem. Odwdzięczyłem się tym samym, by w przyszłości jak go spotkam, dać mu szanse.

*

W między czasie zagadał do mnie Bubu z Vudu, który przelatywał obok. Pogadaliśmy chwilę, ja stwierdziłem, że chętnie bym z nimi polatał, jeśli będą w okolicy. Zaprosił. Udałem się w powolny rejs (z kilkanaście jumpów po low-sec'u). Chciałem znaleźć jakiś konkretny cel.

Krążownik typu Arbitrator byłby dobry, ale nie dał się złapać.

Za to czerwony battlecruiser Prophecy już bardziej, aczkolwiek goniliśmy się nawzajem przez dwa systemy. Ja się zawziąłem, bo chciałem się z nim zmierzyć. Przeczuwałem zagładę, ale co mi tam.

Prophecy zmienił się niedawno, w łódź drone'ową, a wcześniej miał reputację przynęty. Dawał się opancerzyć potwornie, i tylko czekał na nieostrożną ofiarę, a potem przylatywali jego koledzy...

Obvious bait is obvious...

Był na planecie Allipes I. Przyleciałem mu na 30 km, był trochę dalej, ale zbliżyliśmy się i nawzajem zaczęliśmy się okładać. Nano-drake w którym byłem jest fajny, bo szybszy od niego, tak, że póki miałem włączone MWD, było nieźle. Moje drony kroiły go, moje pociski typu Fury również...

...brak dron powinien mi powiedzieć, że to prophecy starego typu. BAIT.

Local-chat wypełnił się ludźmi, więc zacząłem odbijać. Niestety, skakali blisko przez wrota zaledwie może 100 tysięcy km od planety, więc po chwili miałem na sobie flotę złożoną...

... tu można poczytać: drake vs cała flota (wtopa)

W czasie walki, poważnie uszkodzony prophecy wyszedł mi z zasięgu, a pojawiło się dużo krążowników, battlecruiserów, battleship oraz parę naprawczych. Przełączyłem się na to co było najbliżej (krążownik typu Maller) z zamiarem zabrania kogoś ze sobą, niestety, przepalać MWD nie musiałem już, gdyż był wyłączony niezliczoną ilością scramblerów, statek wolno leciał bo był zwebowany na amen.

Gdy amen nastąpił, uciekłem kapsułą. Pokazałem im język, zamiast GF, bo to nie było nawet bliskie good fight (1 vs 1,2,3 to może... ale taka chmara???). Na szczęście jeden z pilotów docenił mój wysiłek, mówiąc, że prawie go zajebałem (fakt, krążownik w którego pakowałem całość swej fury był przy końcu swego pancerza i zachaczałem już o jego strukturę, gdy mój draek eXXXplodował....

*

Wściekły i przygnębiony... pognałem do Aset kapsułą, z myślą: wezmę stealhbombera i polatam po wormhole'ach. Albo co innego zrobię!

Przyleciałem i słyszę, że tu się zbliża coś, i tam, popatrzyłem na swe statki i myślę: no dobra, chociaż  z chłopakami polatam i coś rozwalę. Raz w destroyerze, raz we fregatach, razem z innymi próbowaliśmy coś złapać. Udało się złapać krążownik typu Omen Navy Issue. Ale ten był cwany i nam uciekł. Zalogował się Azbuga i trochę na nas pomstował. Potem stwierdził, że dał w palnik, i ma nano-cruza i jak ktoś chce to może z nim lecieć.

Jako, że byłem w klonie, z implantami do pocisków, wybór był oczywisty - Curse. Pozostałe dwa krążowniki, które miałem na stanie to laserowy Phantasm  oraz dronowo-tracking disrupterowy Arbitrator. Żaden też nie był wyposażony w nanofiber structure, co czyniło by ich lekkimi i zwrotnymi, a moje Curse takie było. Nano-curse. Jak ma spaść to spadnie, co mi tam :)

*

Doleciałem szybko do Azbugi, który właśnie walczył z krążownikiem typu Maller. Dołączyłem wyrzucając moje drony i aplikując mallerowi kradzież energii osłodzoną ciężkimi pociskami. Trochę bez sensu, że typu EM, bo tarcze mu już zeszły, ale nic to....

...ale potem Azbuga powiedział, że zawhore'owałem się na killa! Prawie się zeźliłem, bo przecież tak nie było - wyłączyłem mu całą energię! I drony też się poczęstowały. Rozdarcie jego kapsuły, było już bardziej po równo. Swoją drogą, jak pilot z Against All-Authorities mógł dać złapać swoją kapsułę, dwóm krążownikom, zamiast spierdalać? Jego strata ;)

Mój nano-curse ochrzcił się w boju i to było to. Doświadczenie z tym statkiem rośnie!

Ale najlepsze było dopiero przed nami...


3,5x? TAAAAK!!!

Zanim wyjaśnię o co chodzi, to powiem tylko, że dołączyli do nas Paaz (krążownik Omen), Van Hett (Caracal), Zgudi (fregata Imperial Navy Slicer), Xeyo (destroyer Trasher) oraz MiltisUmbrae we wściekle drogim, frakcyjnym, pirackim krążowniku typu Vigilant.

Drużyna pod wodzą coraz bardziej pijanego Fleet Commandera Azbugi (Ballantines) oraz załogi (piwa, ja Jack Daniels Gentelman Jack) i trzeźwego jak świnia MiltisUmbrae ("mam najdroższy statek  i jeszcze muszę latać z tymi pijakami!!! To się nie może dobrze skończyć, więc podwędzę staremu z lodówki browca...") udała się w długi kurs po strefie walk minmatarsko-amaryjskich.

Nasz skaut Xeyo, pomimo próśb ("znajdź nam wreszcie coś do zabicia, proszę....") robił co mógł, wreszcie tak się jakoś złożyło, że wypatrzył ciężką barkę górniczą typu Hulk na wrotach i wbrew powszechnej opinii nie zajebał jej deską na wrotach, bo zrobił to Miltis vigilantem.

Było sporo śmiechu, ale najlepsze czekało przed nami.

Z buciorami wbiliśmy się do bazy minmatarskich sił zbrojnych, skacząc z systemu Kamela do ich gniazda Kourmonen. Pomarańczowo się zrobiło na localczat, jak w biedronce, gdy rzucą mandarynki! Ale minnies siedzieli pochowani, i nikt nie chciał z nami walczyć.

Skoczyliśmy więc do Auga. I tu sytuacja się powtórzyła. Pomarańczowi tchórze ani nie myśleli z nami walczyć. Nawet nasze zachęty na local-chat ("CHWDMM", "come, fight us, pussies!!") nie dały rezultatu.

Dopiero w systemie Dal... się zaczeło :D

O 22:21 wbiliśmy się na medium plexa atakując będące tam statki, z których rozwalamy:
1. krążownik typu Scythe
2. krążownik typu Rupture (tu już mój nano-curse się łapie :))
reszta nam ucieka (nawet nie wiem kto tam dokładnie był!)

Minutę później, na plex wpada nam.... dwadzieścia kilka statków!! Tak na oko, 3,5 raza więcej niż nas!
My, zamiast odbijać, widząc do nas wpadło - mrowie fregat, ale dowodzonych przez wściekle drogi i dobry krążownik typu Cynabal, organizujemy się szybko i zaczyna się piekło.

Pierwsze muszą spaść zagłuszarki elektroniczne (fregaty typu Griffin, bo jak one wyłączą nas z walki - nie mamy szans).

I spadły ^_^
Ja w pewnym momencie, miałem z sześć namierzonych statków, przełączałem cele jak głupi, tu dając drony, tam tracking disruptor i ochoczo zabierając fregatom prąd i częstując pociskami.

I nagle zacząłem obrywać. I prawie skończył mi się prąd. Ale mimo panującego chaosu, pilotowałem swój drogi krążownik dzielnie, robiąc wszystko z rozmysłem i bez błędów. (nie włączyłem jedynie nagrywania :( )

W efekcie końcowym, bitwa zakończyła się tak, że ubiliśmy cynabala, 3 gryfiny, jaguara, riftera i incursusa, a reszta... uciekła! Straciliśmy po naszej stronie trashera i caracala. Widoczni na zestawieniu bitwy ludzie z Academy of Faith musieli natknąć się na wrogą flotę wcześniej, nie wiem czemu killboard łączy dwie bitwy w jedną, nieważne...

Grunt, że było fajnie! I po raz kolejny mój nano-curse pokazał się od dobrej strony. Mogę wyryć na jego kadłubie 3 kolejne kreski do kolekcji (cynabala, jaguara i riftera). Dużo statków, które obrywały ode mnie uciekło niestety...

Być w bitwie z przewagą wroga 3,5:1 - bezcenne doświadczenie :D

I LOVE IT!!

Fly dangerous!!

 

Komentarze

  1. Azbuga w stanie pijackim jest lepszym FC :-)

    ps. jakie 2 blogi kolesiowi poleciles?

    OdpowiedzUsuń
  2. blod Taureana http://flight-of-dragons.blogspot.com/ oraz Altruista: http://www.evealtruist.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Gracias! ... dodane do feedly.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Martwa przestrzeń...

Umarła Vita, niech żyje Vita!

Fallout - jak to się zaczęło